Nie palę. Pewnie nigdy nie będę. Ale gdybym palić miała, to wybrałabym… fajkę. To cacko niemal magiczne. Ciekawi mnie ceremoniał upychania w fajce tytoniu, rozpalania go, a potem czyszczenia fajki, jej konserwowania. A najmilsze dla oka i ucha jest pykanie. O tak, pykanie z fajki. I zapach aromatyzowanego tytoniu unoszący się w powietrzu.
Fajka, nie wiem dlaczego, w mojej głowie nierozłącznie kojarzy się z pisarzem. Nie z momentem, kiedy pisze, tworzy, ale przede wszystkim, kiedy siada po pracy w głębokim, wygodnym fotelu i czyta dla relaksu. Fajkę trzyma jedną ręka, druga przytrzymuje książkę spoczywającą na kolanach. Łokcie oparte o podłokietniki. Noga założona na nogę. Spokój na twarzy. No przyznajcie, że coś w tym jest.
Lubię zapach fajkowego tytoniu. Wprawdzie rzadko ktoś z fajką mija mnie na ulicy, ale zawsze wtedy zaciągam się tym specyficznym zapachem. Perfumy z tytoniem też lubię. A że jakiś czas temu zamówiłam z pewną nieśmiałością kilka próbek z Sonoma Scent Studio, to i Tabac Aurea w końcu trafił na mój nadgarstek.
Otwarcie jest zadziwiająco… miodowe. Po krótkim, trwającym ledwie kilka sekund uderzeniu drewna, rozlewa się lepka, złota słodycz. Miód-imperator wchodzi na scenę. Nie wyszczególniono w składzie tej nuty, ale ja ją czuję bardzo wyraźnie. To zdecydowanie słodki, gęsty, lepki miód. I nim to właśnie zalano ogromne ilości tytoniu, który cały czas suszą się w pełnym słońcu. Tytoń jest gorący, niemal paruje. Nie byle jaki to tytoń, ale najlepszego gatunku. Nie znajdzie się go w papierosach. To tytoń fajkowy, lekko aromatyzowany, owocowy.
Nie wiem tylko, co za owoc w nim wyczuwam. Czasem jestem święcie przekonana, że to słodka śliwka, którą znam z Feminite du Bois. Czasem dałabym sobie coś uciąć, że to jabłko z Wazamby Parfum d’Empire. Czasem niczego nie jestem pewna i głowię się, co to ja wyczuwam. Może to… no właśnie, co to?
Spod tego słodkiego, owocowego tytoniu wychyla się płocha skóra. Wiem, sam tytoń pachnie lekko skórzanie. Dodatek skóry powinien sprawić, że Tabac Aurea właśnie tą nutą będzie wibrował. Tymczasem mój nos-detektyw jest w stanie wytropić tylko smugę miękkiego zamszu. Zamsz to delikatny, cienki, zdecydowanie w kolorze beżowym… jak w Daim Blond Lutensa.
Kiedy atakujący tytoń powoli traci animusz, jego smugi doskonale mieszają się ze słabymi, ale pięknymi nutami siana. Zapach powoli wytraca swoją wręcz inwazyjną słodycz i dzięki temu w końcu pojawia się cedr. Słońce powoli zachodzi, jego promienie nie palą już liści tytoniu, zatem opary tej używki nie szturmują nozdrzy, tylko swobodnie splatają się z resztą aromatów. Rozwinięcie zapachu jest zdecydowanie bardziej męskie niż otwarcie. Nie ma już zaklejającej usta słodyczy. Teraz jest wygrzany ludzkim ciałem skórzany fotel, cedrowa fajka, w której tli się tytoń, wprawny ruch ręką pachnącą tytoniem, ambrą i piżmem, zgarniający z małego stolika ziarna tonki, zaciskające się na ustniku fajki usta, na których pozostało wspomnienie kropli wypitego już rumu.
Kiedy zapach wygasa, łatwiej wyłapać nuty ziemistej paczuli i wetywerii. Wszystko się uspokaja. Słońce niknie za horyzontem. Nadchodzi ciepły wieczór.
Nos: Laurie Erickson
Rok: 2009
Nuty zapachowe: Cedr, sandałowiec, tytoń, skóra, wetiweria, paczula, goździki, absolut labdanum, tonka, ambra, wanilia, piżmo
ryc. 1. pisarz P.G. Wodehouse w swoim domu, http://forum.pipes.org
ryc. 2. Pablo Picasso, Vase, pipe, pacquet de tabac, 1919, www.initiartmagazine.com
ryc. 3. www.123rf.com
ryc. 4. www.sonomascentstudio.com
Fajka, nie wiem dlaczego, w mojej głowie nierozłącznie kojarzy się z pisarzem. Nie z momentem, kiedy pisze, tworzy, ale przede wszystkim, kiedy siada po pracy w głębokim, wygodnym fotelu i czyta dla relaksu. Fajkę trzyma jedną ręka, druga przytrzymuje książkę spoczywającą na kolanach. Łokcie oparte o podłokietniki. Noga założona na nogę. Spokój na twarzy. No przyznajcie, że coś w tym jest.
Lubię zapach fajkowego tytoniu. Wprawdzie rzadko ktoś z fajką mija mnie na ulicy, ale zawsze wtedy zaciągam się tym specyficznym zapachem. Perfumy z tytoniem też lubię. A że jakiś czas temu zamówiłam z pewną nieśmiałością kilka próbek z Sonoma Scent Studio, to i Tabac Aurea w końcu trafił na mój nadgarstek.
Otwarcie jest zadziwiająco… miodowe. Po krótkim, trwającym ledwie kilka sekund uderzeniu drewna, rozlewa się lepka, złota słodycz. Miód-imperator wchodzi na scenę. Nie wyszczególniono w składzie tej nuty, ale ja ją czuję bardzo wyraźnie. To zdecydowanie słodki, gęsty, lepki miód. I nim to właśnie zalano ogromne ilości tytoniu, który cały czas suszą się w pełnym słońcu. Tytoń jest gorący, niemal paruje. Nie byle jaki to tytoń, ale najlepszego gatunku. Nie znajdzie się go w papierosach. To tytoń fajkowy, lekko aromatyzowany, owocowy.
Nie wiem tylko, co za owoc w nim wyczuwam. Czasem jestem święcie przekonana, że to słodka śliwka, którą znam z Feminite du Bois. Czasem dałabym sobie coś uciąć, że to jabłko z Wazamby Parfum d’Empire. Czasem niczego nie jestem pewna i głowię się, co to ja wyczuwam. Może to… no właśnie, co to?
Spod tego słodkiego, owocowego tytoniu wychyla się płocha skóra. Wiem, sam tytoń pachnie lekko skórzanie. Dodatek skóry powinien sprawić, że Tabac Aurea właśnie tą nutą będzie wibrował. Tymczasem mój nos-detektyw jest w stanie wytropić tylko smugę miękkiego zamszu. Zamsz to delikatny, cienki, zdecydowanie w kolorze beżowym… jak w Daim Blond Lutensa.
Kiedy atakujący tytoń powoli traci animusz, jego smugi doskonale mieszają się ze słabymi, ale pięknymi nutami siana. Zapach powoli wytraca swoją wręcz inwazyjną słodycz i dzięki temu w końcu pojawia się cedr. Słońce powoli zachodzi, jego promienie nie palą już liści tytoniu, zatem opary tej używki nie szturmują nozdrzy, tylko swobodnie splatają się z resztą aromatów. Rozwinięcie zapachu jest zdecydowanie bardziej męskie niż otwarcie. Nie ma już zaklejającej usta słodyczy. Teraz jest wygrzany ludzkim ciałem skórzany fotel, cedrowa fajka, w której tli się tytoń, wprawny ruch ręką pachnącą tytoniem, ambrą i piżmem, zgarniający z małego stolika ziarna tonki, zaciskające się na ustniku fajki usta, na których pozostało wspomnienie kropli wypitego już rumu.
Kiedy zapach wygasa, łatwiej wyłapać nuty ziemistej paczuli i wetywerii. Wszystko się uspokaja. Słońce niknie za horyzontem. Nadchodzi ciepły wieczór.
Nos: Laurie Erickson
Rok: 2009
Nuty zapachowe: Cedr, sandałowiec, tytoń, skóra, wetiweria, paczula, goździki, absolut labdanum, tonka, ambra, wanilia, piżmo
ryc. 1. pisarz P.G. Wodehouse w swoim domu, http://forum.pipes.org
ryc. 2. Pablo Picasso, Vase, pipe, pacquet de tabac, 1919, www.initiartmagazine.com
ryc. 3. www.123rf.com
ryc. 4. www.sonomascentstudio.com