Grzechem byłoby nie korzystać z nadarzających się okazji. Niemal rok temu nadarzyła mi się jedna, ogromna, wytęskniona. Kilka lat życia w mieście, w którym jest niemal wszystko. Oczywiście, również pachnącego. Szczerze, odczuwam ulgę, że zdecydowanie łatwiej jest mi zdobyć próbkę upragnionego do testów zapachu, że wchodzę do flagowego butiku, skrapiam nadgarstek wonną mgiełką i mogę kontemplować. Mam jednak świadomość, że najczęściej lepiej smakuje to, co zdobyte z wielkim trudem. Ale powiedzcie sami, otwiera się przed wami królestwo zapachów… i nie korzystacie z tego? Pełne flakony zapachów, wcześniej dostępnych tylko dzięki, nierzadko stresującym, zakupom przez Internet, teraz czekają, by je wziąć w rękę i wycisnąć z ich wnętrza kilka kropli płynnego aromatu… a Wy je ignorujecie? Zamykacie się tylko i wyłącznie w mainstreamowych perfumeriach? No chyba nie.
Ale brakuje mi tu czegoś i to bardzo. Towarzystwa takich „świrów” jak ja, wspólnych zakupów, wymian, które rozpalały rządzę i które sprawiały, że nie czułam się osamotnioną „wariatką”, sprawiały, że w tym szaleństwie była metoda. Na szczęście jakiś mądry człowiek wymyślił Internet. Chwała mu za to.
A może teraz wyjątkowo na temat, hę?
Wiecie co urzeka mnie w butikach Le Labo? Poza aptecznym wystrojem, sterylnym i chłodnym, poza, co przecież NAJWAŻNIEJSZE, flakonikami pełnymi zapierających dech w piersi mikstur – Oud, Patchouli, Vetiver… to, że mogę powąchać składniki, z których perfumy firmy są stworzone. W czasie zakupów nie mogłam sobie odmówić, żeby nie powąchać dziegciu brzozowego w formie mocno stężonej. Miła dziewczyna w białym, lekarskim fartuchu podsunęła mi pod nos niepozorną butelczynę z ciemnego szkła wypełnioną gęstą cieczą. A co uderzyło mnie w nozdrza, możecie sobie wyobrazić – smoliście gęsty dym zatykający otwory wlotowo-wylotowe, umiejscowione dokładnie na środku twarzy w sposób wyjątkowo symetryczny. Tak, nozdrza skleił mi zapach dziegciu, mózg od razu zaczął szybciej pracować, nie potrzebne mi były sole trzeźwiące. To, uwierzcie mi… intensywne doznanie. Po czymś takim nie można już powiedzieć, że otwarcie Patchouli 24 Le Labo to mocna rzecz.
W otwarciu bowiem, owszem, pierwszą rozpoznawaną nutą jest dziegieć brzozowy, ale w ilości jak najbardziej przyswajalnej, rozcieńczonej, a może raczej rozrzedzonej. Gryzącej w nos, u niektórych na pewno wywołującej marszczenie organu powonienia, ale przecież takiej nietypowej i takiej… intrygującej. No choćbym nie wiem, jak chciała, nie napiszę, że obiektywnie pięknej, chyba że pięknej inaczej. Niemniej nuta ta jest obezwładniająca, aż chce się przykleić nos do potraktowanej tą kompozycją skóry, bo tak ciężko uwierzyć, że to perfumy. Niestety (lub dla innych stety, zależy z jakiej strony na to spojrzeć), ta mocna, dusząca, zaskakująca nuta nie trwa długo. Mięknie, rozpogadza się, cichnie, wygładzona przez sąsiedztwo. Wanilia. Nie za słodka, nie za mdła, nie za męcząca. Taka, jaka powinna być. Styraks. Odpowiednio słodki, łagodny, o waniliowej, delikatnej nucie. I wanilia, i styraks w połączeniu z dziegciem i śladem zaledwie paczuli sprawiają, że zapach urzeka jeszcze bardziej. Staje się bardziej gładki niż szorstki, balsamiczny niż dusząco dymny, drzewny niż smolisty, zastanawiający niż niepokojący, piękny niż tylko interesujący. Nie mam dość zachwytów. I nie muszę chyba dodawać, że Patchouli 24 Le Labo niewiele z zapachem paczuli ma wspólnego?
Myślałam, że nie odważę się użyć Patchouli 24 do pracy. Myliłam się. Sądziłam, że 15 ml starczy mi na lata – obawiam się, że niekoniecznie. Bo noszenie go sprawia mi ogromną przyjemność.
Nos: Annick Menardo
Rok: 2006
Nuty zapachowe: paczula, dziegieć brzozowy, styraks, wanilia
ryc. 1. www.bushcraftuk.com
Ale brakuje mi tu czegoś i to bardzo. Towarzystwa takich „świrów” jak ja, wspólnych zakupów, wymian, które rozpalały rządzę i które sprawiały, że nie czułam się osamotnioną „wariatką”, sprawiały, że w tym szaleństwie była metoda. Na szczęście jakiś mądry człowiek wymyślił Internet. Chwała mu za to.
A może teraz wyjątkowo na temat, hę?
Wiecie co urzeka mnie w butikach Le Labo? Poza aptecznym wystrojem, sterylnym i chłodnym, poza, co przecież NAJWAŻNIEJSZE, flakonikami pełnymi zapierających dech w piersi mikstur – Oud, Patchouli, Vetiver… to, że mogę powąchać składniki, z których perfumy firmy są stworzone. W czasie zakupów nie mogłam sobie odmówić, żeby nie powąchać dziegciu brzozowego w formie mocno stężonej. Miła dziewczyna w białym, lekarskim fartuchu podsunęła mi pod nos niepozorną butelczynę z ciemnego szkła wypełnioną gęstą cieczą. A co uderzyło mnie w nozdrza, możecie sobie wyobrazić – smoliście gęsty dym zatykający otwory wlotowo-wylotowe, umiejscowione dokładnie na środku twarzy w sposób wyjątkowo symetryczny. Tak, nozdrza skleił mi zapach dziegciu, mózg od razu zaczął szybciej pracować, nie potrzebne mi były sole trzeźwiące. To, uwierzcie mi… intensywne doznanie. Po czymś takim nie można już powiedzieć, że otwarcie Patchouli 24 Le Labo to mocna rzecz.
W otwarciu bowiem, owszem, pierwszą rozpoznawaną nutą jest dziegieć brzozowy, ale w ilości jak najbardziej przyswajalnej, rozcieńczonej, a może raczej rozrzedzonej. Gryzącej w nos, u niektórych na pewno wywołującej marszczenie organu powonienia, ale przecież takiej nietypowej i takiej… intrygującej. No choćbym nie wiem, jak chciała, nie napiszę, że obiektywnie pięknej, chyba że pięknej inaczej. Niemniej nuta ta jest obezwładniająca, aż chce się przykleić nos do potraktowanej tą kompozycją skóry, bo tak ciężko uwierzyć, że to perfumy. Niestety (lub dla innych stety, zależy z jakiej strony na to spojrzeć), ta mocna, dusząca, zaskakująca nuta nie trwa długo. Mięknie, rozpogadza się, cichnie, wygładzona przez sąsiedztwo. Wanilia. Nie za słodka, nie za mdła, nie za męcząca. Taka, jaka powinna być. Styraks. Odpowiednio słodki, łagodny, o waniliowej, delikatnej nucie. I wanilia, i styraks w połączeniu z dziegciem i śladem zaledwie paczuli sprawiają, że zapach urzeka jeszcze bardziej. Staje się bardziej gładki niż szorstki, balsamiczny niż dusząco dymny, drzewny niż smolisty, zastanawiający niż niepokojący, piękny niż tylko interesujący. Nie mam dość zachwytów. I nie muszę chyba dodawać, że Patchouli 24 Le Labo niewiele z zapachem paczuli ma wspólnego?
Myślałam, że nie odważę się użyć Patchouli 24 do pracy. Myliłam się. Sądziłam, że 15 ml starczy mi na lata – obawiam się, że niekoniecznie. Bo noszenie go sprawia mi ogromną przyjemność.
Nos: Annick Menardo
Rok: 2006
Nuty zapachowe: paczula, dziegieć brzozowy, styraks, wanilia
ryc. 1. www.bushcraftuk.com
Escritoro, życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku, zdrowia i spełnienia marzeń.
OdpowiedzUsuńPiękna recenzja (jak zawsze), no, a i zapach piękny :) Większa flacha w planach?
Piotrku, dziękuję Ci bardzo za życzenia, dla Ciebie również wszystkiego dobrego i spełnienia marzeń w Nowym Roku! :)
OdpowiedzUsuńPewnie jak w maluszku zobaczę dno, szarpnę się na zgrabną pięćdziesiąteczkę :) Bo to taki piękny zapach.
Moje dwie ukochane paczule paczula nie pachną. A ta... No ta jest moja miłością gorrrącą od pierwszego niucha. Z resztą Ty wszystko wiesz. :)
OdpowiedzUsuńZapach dziegciu znam, nawet wypalić umiem, takie mi się siermiężne hobby przytrafiło, że zdarzało mi się dziegieć robić. I wąchać. I uwielbiać.
Czytam Cię i dumam, jakie jeszcze dziwne upodobania zapachowe nas połączą.
I jeszcze w kwestii tęsknot, wymian i świrowania: nie lękaj się, czekamy tu na Ciebie. :)))
Mam Aoud! Mam Aoud! Całą setę! Tralllalala!
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam paczule i te paczulowe, i te niekoniecznie paczulowe. Ale moja skóra na szczęście grzecznie z tą roślinką współpracuje i żadnej pleśni nie uświadcza się :)
OdpowiedzUsuńWspólne upodobania zapachowe? hmm... sama nie wiem, ale wymyśl jakieś dziwadło, jest szansa, że będzie to strzał w 10 ;)
A poczekacie jeszcze kilka lat? Nie znudzicie się? Bo to jednak kawał czasu będzie...
Setę??? Mówimy o Aoud Micallef, prawda? Zielenieję z zazdrości - ja mam tylko napoczętą trzydziechę i dziesiątkę w miniaturze :/ Mało mi, hlip!
A ta paczula akurat ładna jest:)
OdpowiedzUsuńO jessss....Aoud...pozieleniała n twarzy emotka by się przydała,chyba już Wam nawet zazdroszczę że wobec Was Aoudy mają całkiem inne oblicze niż wobec mnie ;(
Skarbek,, nieskromnie powiem, że na mnie oud pachnie bossssko ;) I jestem z tego powodu wielce zadowolona. Za to ambra mnie nadal jeszcze morduje (choć powolutku oswajam, Ambre Fetiche raczy na mnie pachnieć nawet, nawet, a nie od lat niemyjąym się kloszardem), a piżmo wymydla mi się ZAWSZE. Zatem nie "zazdraszczaj" :*
OdpowiedzUsuńNa mnie za to ambra ładnie się układa. Choć nutę tę oswajałam długo...
OdpowiedzUsuńAle paczula robi parszywe sztuki. Nie można mieć wszystkiego.
Co do czekania - poczekamy, ale musisz nam umilać czas. :)
I tak - SETĘ! W miniaturach mam Night Aoud i Aoud Gourmet. Ale miniatur ja akurat nie potrafię zużywać...
No widzisz, ja ambrę dopiero próbuję oswoić, bo ona mnie nie lubi za bardzo. Ale jeszcze się nie poddaję ;)
OdpowiedzUsuńŻeby umilić Wam czas, to ja może... zatańczę ;)
A sety zazdroszczę pierońsko (ale skaczę z Tobą z radości, że w końcu dopadłaś "potworę":)). Night Aoud mam jeszcze jakieś 5 ml w dekancie, a Aoud Gourmet już mi się skończył (też odlewka):( Z miniaturami nie mam problemu... no może tylko taki, że wolę atomizery, a nieczęste są miniatury z atomizerami, splaszowanie jakoś mi nie leży i tylko to mi w maluchach przeszkadza.
No tak. Nowojorski oud może być przebojem, choć znając jedną wersję tej nuty od Bonda mogę powiedzieć, że niekoniecznie będzie to agarowiec pełną gębą.
OdpowiedzUsuńMy pewnie będziemy mogli powąchać nowy zapach dopiero pod koniec roku, bo Quality hurtem, raz w roku sprowadza ich zapachy. Tobie pewnie uda się wcześniej. Pozdrawiam z zaśnieżonej Warszawy, M.
Marcinie, dopadłam pierwszy bondowski oud, a na następny zapoluję w lutym ;)
OdpowiedzUsuńA u nas już śnieg stopniał, za to mamy góry niewywożonych śmieci :/ Są gorsze niż zaspy. Pozdrawiam :)
Escritoro:) Mam kilka ml 24, niespodzianie wpadła w ręce, nie zastanawiałam się ani chwili; żałuję bo już się uzależniłam i mało mi.
OdpowiedzUsuńLepiej było nie poznawać;>
W skrócie - przypomina ekstrakt Shalimar (tak!) Dymno waniliowy i upojny..
ech...
Brit;)
OdpowiedzUsuńPo prostu piękna ta niepaczulowa paczula jest i już. Zresztą nawet teraz się upajam, bo na nią padł rano wybór ;)
OdpowiedzUsuńI lepiej żałować, że się poznało, niż żałować, że się nie miało okazji poznać :D