Wyobraźcie sobie polanę w pięknym, gęstym lesie. Ponad koronami drzew widać ciemniejące niebo, chmur brak, powietrze jest jak kryształ, księżyc w pełni, widać całą jego srebrną tarczę z cieniami, które przypominają twarz. Jest jesień. Późna jesień. Ale nie czujecie chłodu. Stoicie przy wielkim ognisku (no dobra, wiem, w lesie ognisk się nie pali, ale to tylko licentia poetica), na które szczapy, gałęzie i gałązki znosiliście przez kilka dobrych chwil, błądząc między pniami wielkich drzew, przeszukując leśne poszycie. Sporo tu brzozy. Niektóre gałęzie są wilgotne, niektóre lekko spróchniałe. Mimo to ułożyliście je wszystkie w piękny, stożkowy stosik i podpaliliście. Dym jest gęsty i lepki, kłębi się, zawiesza w powietrzu w ten piękny, późny, bezwietrzny wieczór. Stoicie wpatrzeni w hipnotyzujący płomień, obserwujecie, jak ogień pochłania kolejne elementy układanki z gałęzi i nachodzi was ogromna ochota na to, żeby wrzucić w ten oszalały żywioł skórzaną rękawiczkę, a potem wielce kosztowną szczapę drewna agarowego. A że nikt was nie powstrzymuje, folgujecie swojej fantazji i rozkoszujecie się tym przedziwnym, oszałamiającym aromatem wydobywającym się z ogniska.
Rozmarzyłam się.
Fireside Intense otwiera się wyjątkowo imponująco. Prawdziwe wejście smoka. Z półobrotu, z wykopem. Uderzenie duszącego, gryzącego, ciemnego dymu i skóry, lekko lekarstwiane brzmienie oud, który przybiera kolor czarnoczerwony. Agar jest gęsty, dym tłustawy, skóra intensywna. Spod dymu wynurzają się powoli palące się drewna. To istna pożoga, dzika, niekontrolowana. Aromat dziegciu brzozowego jest wyraźny, ale taki, jak w Winter Woods Sonoma Scent Studio, czyli niezbyt drażniący czy duszący. Niemniej, da się wyczuć jego smolistą, niepowtarzalną nutę, która jednych przyciąga, a u innych wywołuje ból głowy.
Ten pierwszy, dymny akord jest naprawdę intensywny, dla delikatniejszych nosów może być zdecydowanie czymś, co potocznie zwiemy „zbyt wiele”. Jednak po kilku chwilach buchający dym z palonych drew i nieprzebytej góry skóry uspokaja się. Teraz są to raczej rozgrzane ogniem drwa, drwa rozmaite, aromatyczne, w przemiły sposób drażniące nozdrza, i miękka, cieniutka, niemal pluszowa skórka, po której chce się przeciągnąć dłonią.
Potem to już jest tylko (znam osoby, dla których to, co napiszę dalej, będzie lepem na muchy, znam i takich, którzy fujać będą, zanim dojdą do końca zdania; pozdrawiam obie partie) piękny, głęboki, intensywny, choć pozbawiony lekarstwianej, szpitalnej nuty oud w towarzystwie słodkawego gwajaku, miękkiego sandałowca, suchego cedru i delikatnego (sic!) dziegciu. I tylko okruszka ambry. Nie ma już gryzącego dymu. Nie ma rozszalałych płomieni. Ale zapach jest ciepły, bardzo ciepły.
Kto poza mną pisze się na takie ognisko?
Nos: Laurie Erickson
Rok: 2007
Nuty zapachowe: gwajak, cibora (papirus), dwa rodzaje cedru, sandałowiec, oud, dziegieć brzozowy, jałowiec (odmiana: juniperus oxycedrus), skóra, absolut mchu dębowego, kastoreum, ambra.
ryc. 1. www.morewoodcampout.com
ryc. 2. www.sonomascentstudio.com
Rozmarzyłam się.
Fireside Intense otwiera się wyjątkowo imponująco. Prawdziwe wejście smoka. Z półobrotu, z wykopem. Uderzenie duszącego, gryzącego, ciemnego dymu i skóry, lekko lekarstwiane brzmienie oud, który przybiera kolor czarnoczerwony. Agar jest gęsty, dym tłustawy, skóra intensywna. Spod dymu wynurzają się powoli palące się drewna. To istna pożoga, dzika, niekontrolowana. Aromat dziegciu brzozowego jest wyraźny, ale taki, jak w Winter Woods Sonoma Scent Studio, czyli niezbyt drażniący czy duszący. Niemniej, da się wyczuć jego smolistą, niepowtarzalną nutę, która jednych przyciąga, a u innych wywołuje ból głowy.
Ten pierwszy, dymny akord jest naprawdę intensywny, dla delikatniejszych nosów może być zdecydowanie czymś, co potocznie zwiemy „zbyt wiele”. Jednak po kilku chwilach buchający dym z palonych drew i nieprzebytej góry skóry uspokaja się. Teraz są to raczej rozgrzane ogniem drwa, drwa rozmaite, aromatyczne, w przemiły sposób drażniące nozdrza, i miękka, cieniutka, niemal pluszowa skórka, po której chce się przeciągnąć dłonią.
Potem to już jest tylko (znam osoby, dla których to, co napiszę dalej, będzie lepem na muchy, znam i takich, którzy fujać będą, zanim dojdą do końca zdania; pozdrawiam obie partie) piękny, głęboki, intensywny, choć pozbawiony lekarstwianej, szpitalnej nuty oud w towarzystwie słodkawego gwajaku, miękkiego sandałowca, suchego cedru i delikatnego (sic!) dziegciu. I tylko okruszka ambry. Nie ma już gryzącego dymu. Nie ma rozszalałych płomieni. Ale zapach jest ciepły, bardzo ciepły.
Kto poza mną pisze się na takie ognisko?
Nos: Laurie Erickson
Rok: 2007
Nuty zapachowe: gwajak, cibora (papirus), dwa rodzaje cedru, sandałowiec, oud, dziegieć brzozowy, jałowiec (odmiana: juniperus oxycedrus), skóra, absolut mchu dębowego, kastoreum, ambra.
ryc. 1. www.morewoodcampout.com
ryc. 2. www.sonomascentstudio.com
Nie znam. I nie poznam na razie, bo próbki nie mam. Może się kiedyś szarpnę i kupię, ale na razie nie bardzo... Jak ja Ci zazdroszczę! Jestem z frakcji lepu. :)))
OdpowiedzUsuńA Fireside mi się podoba nawet, tez nie czuję szptala :)
OdpowiedzUsuńTo ja bym się zapisał :)
OdpowiedzUsuńSabb, nie pamiętam dokładnie wygasania Duro lub Black Afgano, ale mam nieodparte wrażenie, że Fireside Intense jest w podobie. Ta gęsta, aromatyczna, intensywna podostrzona kremowość. Może się mylę... I czy w ogóle wiesz, o co mi chodzi ;)
OdpowiedzUsuńSkarbek, czyli jednak oud nie zawsze wychodzi na tobie nieświeżym nieżywym :)
Piotrek, to już nas trochę luda jest ;)
Zapomniałam napisać, że po 16 a nawet 17 godzinach po aplikacji nadal można go wyczuć :)
OdpowiedzUsuńEscritoro - bardzo lubię czytać i oglądać Twoje wpisy...ale czytając o zapachach jestem coraz bardziej załamana - sobą oczywiście. Już wyjaśniam: od dobrych kilkunastu lat (a jak zastanowię się bardziej to praktycznie od dzieciństwa) jestem uzależniona od zapachów, aktualna moja kolekcja swoją liczebnością (boję się dokładnie policzyć - ale chyba ok.100)przeraża nawet mnie:) Okazuje się, że poza kilkoma zapachami, inne nic dla mnie nie znaczą - czytając Twojego bloga zrozumiałam, że to co kiedyś było dla mnie ważne zostało "zapsikane" pięknymi, luksusowymi zapachami, o których oprócz tego, że są ładne nic nie mogę powiedzieć, nie wzbudzają żadnych emocji. A najgorsze jest to, że ja stałam się taka jak one. pozdrawiam i dziękuję I.
OdpowiedzUsuńI. - a może przewietrz kolekcje, pozbądź się tych zapachów, które nie budzą emocji, zostaw tylko te Tobie najdroższe, najbliższe.
OdpowiedzUsuńW każdym razie życzę Ci powrotu pasji - nie chodzi mi o kolekcjonowanie, ale o przeogromną radość po prostu z wąchania i poznawania nowych zapachów. Jak będzie radość to i na siebie spojrzysz zupełnie inaczej. Mniej krytycznie. Naprawdę szczerze Ci tego życzę :)
Bardzo Ci dziękuję, za czytanie i za komentarz :)
Dziękuję za ciepłe słowa:)) Na pewno masz rację, wszak MNIEJ ZNACZY WIĘCEJ - zgadzam się z tym stwierdzeniem w 100%, jednak dzisiejszy świat i tzw. specjaliści od marketingu raczej tego nie ułatwiają... nie chciałam, żeby mój poprzedni komentarz zabrzmiał tak smutno, ale "kompot z wędzonych śliwek" wzbudził we mnie straszną melancholię (wstręciuch jeden):)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie i z niecierpliwością czekam na kolejny wpis:) I.
"Kto się pisze"?
OdpowiedzUsuńCytując Osła z pierwszej części Shreka: "Ja, ja! Wybierz mnie!" ;)
Już jakiś czas temu, gdy tylko wczytałam się w spis nut, włączyła mi się chcica. Kurka, że też nie pasjonuję się, bo ja wiem?, zbieraniem kapsli od piwa. ;)
Ognicho to musi być cóś piknego.
Wiedźmo, zbieranie kapsli od piwa to szalenie wycieńczające hobby. Zapewne... Trzeba wszak samemu ostrożnie kapsle zdejmować, uważać, żeby nie uszkodzić... No, a jak już otworzysz piwo, to wiesz - nie może się zmarnować. To nieekologiczne. :p Mogłabym w sumie zbierać kapsle. :DDD
OdpowiedzUsuńWiedźmo, no pikne jest, pikne (na marginesie dodam, że od mojego męża dostaje za niego takie komplementy, jak za Czarnego Turmalina; a w ogóle Turmalin dla mojego połówka to najseksowniejszy zapach... tylko czy tym samym chwalę się, że mój mąż fajny, czy dowodzę, że jeszcze większy świr...)
OdpowiedzUsuńSabb, no nie, nie można przecież marnować! Trzeba się "poświęcic" i wypić :D