2011/04/12

Let the war begin

No dobrze, może nie będzie to nowojorski „njus” miesiąca, nie będzie to nawet nowojorski „ekskluziw”… no ale jak o tym nie napisać.
Wydarzenie owo miało bowiem przebieg ogólnoświatowy. Wiele miast państw wszelakich przeżyło podobne oblężenie… na większą lub mniejszą skalę. W Nowym Jorku to czyste szaleństwo miało miejsce na Union Square w pewne ciepłe, słoneczne, choć lekko wietrzne sobotnie popołudnie. Setki „zaciężnych”, gotowych na wszystko, z błyskiem woli walki w oku stawiło się na placu boju na długo przed godziną zero. Niektórzy okryli się kolorami maskującymi, inni opuścili przyłbice, gdzieniegdzie dało się zauważyć mącące w oczach połączenia kolorów typowe dla… piżam. Każda z tych gotowych do walki osób dzierżyła broń niebezpieczną, siejącą postrach, która choć wygląda niewinnie, uzależnia od siebie, a w niewłaściwych rękach zamienia się w narzędzie zniszczenia. Kiedy ostatecznie wybucha, odłamki lecą we wszystkie strony. Nie uniknęłam rykoszetu, choć byłam tylko niewinnym cywilem, a nie zaangażowanym w walkę mrocznym rycerzem. Wielu cywilów znalazło się w tej samej, co ja, sytuacji. Niby kryli twarze, chowali się za innych, ale odłamki były sprytniejsze. I na dodatek sprzyjała im pogoda – wiatr, który niósł je na wszystkie strony świata. Powiem tylko, że ofiary ścieliły się gęsto.
Wojna na poduszki to jedno z najzabawniejszych moich nowojorskich doświadczeń. Młodzi i starzy, dziewczyny i chłopcy, turyści i miejscowi, wszyscy stanęli ramię w ramię do równej walki, żeby okładać poduszkami tych, którzy znaleźli się w zasięgu machnięcia. Punktualnie o godzinie 15 zabrzmiały fanfary nawołujące do rozpoczęcia walki. I walka trwała i trwała, i trwała. Zmęczeni schodzili z pola walki, ustępowali miejsca kolejnym wojownikom, którzy pojawili się trochę i całkiem sporo później. To była naprawdę baaaaaardzo długa walka, wypełniona bojowymi okrzykami i gromkim śmiechem.
Reguły były jasne – np. przynieś swoja własną poduszkę, do walki przystępujemy po zdjęciu okularów, nie okładamy fotografujących, poduszki nie mogą być z wkładem z pierza (phi, kto by tego przestrzegał) itp. Oczywiście pierze było i to w ilościach sporych – falowało na wietrze i opadało na walczących oraz obserwujących niby pierwszy śnieg: miękki, delikatny i niosący nieograniczone pokłady frajdy.