Zasiadłam ja wczoraj do komputera, uniosłam dłonie nad klawiaturą i pozwoliłam, żeby to, co w głowie, łatwo, płynnie, bez utraty jednej kropli przelało się w słowa, w tego posta. I byłam tak z siebie zadowolona, taka dumna, że tekst błyskotliwy (ech, ta skromność), że wszystko ładnie, zgrabnie... i wyłączył mi się komputer, sam z siebie, strzelił focha. Tekst szlag trafił, mnie szlag trafił. I żeby nie było, że nie zapisywałam tego, co napisałam. Obwieszczam wszem i wobec, że zapisywałam. No nic to, zaczynam od początku. Ale to już nie to samo.
Moja skóra, nie wiedzieć czemu, ma ponadprzeciętną zdolność do podbijania aromatu róży. Nawet jak królowej kwiatów gdzieś nie ma, moja skóra może wykonać małą sztuczkę kuglarską i różę odnaleźć nawet w zbutwiałym pniu, liściu wawrzynu czy też różowym pieprzu. Po prostu wyjmuje ją z kapelusza zamiast kolejnego białego króliczka. Przewrotną jest zaiste. Wszystko byłoby w porządku, gdybym jeszcze różę w perfumach lubiła. Ale róża róży nierówna i jak jeszcze aromat róży świeżej jest piękny, obezwładniający, tak woń bułgarskich olejków, przypominająca raczej smak scukrzonego nadzienia pączków z różą, niekoniecznie miłą mi bywa do wąchania (choć pączki takie mogę pochłaniać zachłannie). Jednak są perfumy, w których zapach róży można docenić, polubić, a nawet pokochać. W końcu róża róży nierówna.
Oliban Keiko Mecheri. Szekspir miał rację. "To, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie słodko by pachniało". W tym konkretnym przypadku miało być olibanum. A jest piękna, ciemna, niemal czarna róża o mięsistych, grubych, aksamitnych płatkach - mam wrażenie, że po ściśnięciu płatka między opuszkami gęsta, purpurowa ciecz pocieknie po palcach. Taka róża jest obecna w zapachu od samego początku, wibruje, ogłusza niemal. Akompaniuje jej cedr. I ta róża na podkładzie z cedru kwitnie, promienieje. Nie jest przesłodzoną, mdlącą wonią bułgarskich olejków. Jest dojrzała, dorodna, piękna. Jest rozkoszna wręcz, ale nie dymna. Wzmocniona cedrem, ale nie kadzidlana. No właśnie, brakuje tu kadzidła, olibanum gdzieś umyka, chowa się. Dopiero po jakimś czasie daje się odczuć złocistą barwę bryłek żywicy. Są lepkie, ale nie płoną, nie unoszą się w dymie. Olibanum bawi się w kotka i myszkę, pojawia się i znika, drga powoli i milknie, potem zachłystuje się, zanosi kaszlem i ponownie cichnie. Tylko w tle daje się wyczuć orzeźwiającą, cytrusową miętowość kadzidlanych bryłek (niech no tylko ktoś ma coś przeciwko cytrusowej miętowości). Całość zapachu mości się na podkładzie z płynnego, kapiącego miodu. A miód ma czasem to do siebie, że pachnie w pewien sposób cieleśnie. I tę jego woń łatwo daje się wyczuć. Poza tym, gdybym nie wiedziała, jakie składniki pani Mecheri upchnęła w tych perfumach, zdecydowanie wymieniłabym jeszcze labdanum. Właśnie przez te cielesność, woń przypominającą zapach skóry potartej mocno poślinionym palcem. No i jeszcze tytoń, świeży, jasny, znowu uczłowiecza różanego giganta, dodaje też zapachowi czegoś szorstkiego, kilka kropli testosteronu. Dzięki temu dominująca róża nie kojarzy się z delikatną niewiastą, a pewną siebie kobietą, której młotek w dłoni nie jest obcy. Nazwa perfum jest dla mnie myląca. Tak naprawdę kadzidło wysuwa się do przodu dopiero po kilku godzinach kontaktu ze skórą. Kiedy rano obudziłam się, w zgięciu łokcia tlił się żywiczny jego aromat, delikatny, ale nadal w pięknym duecie z różą.
Zasadniczo żałuję, że moja skóra woli różę zamiast kadzidła. Wolałabym czuć unoszący się wokół mnie kadzidlany dym. Jednak róża w Oliban jest piękna, okraszona cedrem i tytoniem przestaje być banalnym kwiatem. Staje się Różą.
Rok: 2004
Nuty: cedr z gór Atlas, oliban, jasny tytoń, róża damasceńska, miód
ryc. 1. http://forums.gardenweb.com
ryc. 2. www.biolandes.com
Oliban Keiko Mecheri. Szekspir miał rację. "To, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie słodko by pachniało". W tym konkretnym przypadku miało być olibanum. A jest piękna, ciemna, niemal czarna róża o mięsistych, grubych, aksamitnych płatkach - mam wrażenie, że po ściśnięciu płatka między opuszkami gęsta, purpurowa ciecz pocieknie po palcach. Taka róża jest obecna w zapachu od samego początku, wibruje, ogłusza niemal. Akompaniuje jej cedr. I ta róża na podkładzie z cedru kwitnie, promienieje. Nie jest przesłodzoną, mdlącą wonią bułgarskich olejków. Jest dojrzała, dorodna, piękna. Jest rozkoszna wręcz, ale nie dymna. Wzmocniona cedrem, ale nie kadzidlana. No właśnie, brakuje tu kadzidła, olibanum gdzieś umyka, chowa się. Dopiero po jakimś czasie daje się odczuć złocistą barwę bryłek żywicy. Są lepkie, ale nie płoną, nie unoszą się w dymie. Olibanum bawi się w kotka i myszkę, pojawia się i znika, drga powoli i milknie, potem zachłystuje się, zanosi kaszlem i ponownie cichnie. Tylko w tle daje się wyczuć orzeźwiającą, cytrusową miętowość kadzidlanych bryłek (niech no tylko ktoś ma coś przeciwko cytrusowej miętowości). Całość zapachu mości się na podkładzie z płynnego, kapiącego miodu. A miód ma czasem to do siebie, że pachnie w pewien sposób cieleśnie. I tę jego woń łatwo daje się wyczuć. Poza tym, gdybym nie wiedziała, jakie składniki pani Mecheri upchnęła w tych perfumach, zdecydowanie wymieniłabym jeszcze labdanum. Właśnie przez te cielesność, woń przypominającą zapach skóry potartej mocno poślinionym palcem. No i jeszcze tytoń, świeży, jasny, znowu uczłowiecza różanego giganta, dodaje też zapachowi czegoś szorstkiego, kilka kropli testosteronu. Dzięki temu dominująca róża nie kojarzy się z delikatną niewiastą, a pewną siebie kobietą, której młotek w dłoni nie jest obcy. Nazwa perfum jest dla mnie myląca. Tak naprawdę kadzidło wysuwa się do przodu dopiero po kilku godzinach kontaktu ze skórą. Kiedy rano obudziłam się, w zgięciu łokcia tlił się żywiczny jego aromat, delikatny, ale nadal w pięknym duecie z różą.
Zasadniczo żałuję, że moja skóra woli różę zamiast kadzidła. Wolałabym czuć unoszący się wokół mnie kadzidlany dym. Jednak róża w Oliban jest piękna, okraszona cedrem i tytoniem przestaje być banalnym kwiatem. Staje się Różą.
Rok: 2004
Nuty: cedr z gór Atlas, oliban, jasny tytoń, róża damasceńska, miód
ryc. 1. http://forums.gardenweb.com
ryc. 2. www.biolandes.com
Różany Oliban?? Zamień się ze mną na skóry! Prooszę... ;) :)
OdpowiedzUsuńO widzisz, a mnie bardziej odpowiadałaby wersja z większą ilością kadzidła, czyli to, co Ty opisałaś. Zamiana ;)
OdpowiedzUsuńNa jednym z perfumeryjnych zlotów wpadłyśmy na pomysł robienia przeszczepów skóry. Konkretnie z Rozterki, bo to na Niej zapachy dostają pazura, jak na nikim innym, ale przyznajcie, że ogólnie ta koncepcja dowodzi... desperacji. ;)))
OdpowiedzUsuńO tak, przeszczep to desperacja... ale co zrobić, jak się chce idealnie pachnieć? ;)
OdpowiedzUsuńA wiesz, dziwne jest to, że przyjaciółka zawsze zazdrości, bo na mnie więcej kadzidła, bo na mnie więcej drewna, bo paczula niespleśniała, ochy, achy, osobisty samiec w każdym moim zapachu (wąchanym na niżej podpisanej) czuje drewno i stare kościoły, a tutaj ta róża wyskakuje i tłamsi kadzidło. No ja pytam dlaczego. Dlaczego tak wybijam różę? Ja wolę czuć okadzany tartak :)