2013/04/08

Płynne złoto

W zeszłym roku na urodziny mój towarzysz niedoli zwanej życiem zrobił mi niespodziewany prezent. Niespodziewany nie dlatego, że nie robi mi prezentów na urodziny. Niespodziewany ze względu na wybór prezentu. Perfumy! Biorąc pod uwagę to, jak jestem wybredna i humorzasta, jeżeli chodzi o dobór zapachów, jego decyzję uważam za wielce odważną, a dokonany wybór za nad wyraz trafny (choć jak mocniej się nad tym zastanowię, to nie wiem, co wariatowi strzeliło do głowy, żeby się tak narażać - rzucanie się pod pociąg może być mniej szkodliwe dla zdrowia niż "psikanie" mnie nieodpowiadającymi mi perfumami).
I tak o to Wazamba Parfum d'Empire  znalazła się na mojej półce.

Otwarcie jest mocno kadzidlano-jabłkowe. I pisząc mocno, mam na myśli mocno. Jakby mi ktoś mus jabłkowy okraszony ogromną ilością niekościelnego kadzidła z niewielką dawką dymu w tle podstawiał pod nos. Kiedy po dosłownie kilku oddechach kadzidło przycicha, spod jabłek wychyla się cytrusowy powidok. Jadacie delicje? Ja nie, ale mogłabym sobie wyobrazić, że tak smakuje jabłkowo-cytrynowa galaretka ukryta między warstwami ciemnej czekolady i kruchego biszkopta (inna rzecz, że nie mam bladego pojęcia, czy istnieje taki twór, jak jabłkowe delicje). Ale to jest tylko wstęp. I  trwa on krótko.

Właściwa dla mojego nosa faza zapachu rozpoczyna się wtedy, gdy z owej galaretki wynurza się labdanum - gęste, płynne. Gęstość i kolor zapachu sprawiają, że od razu przed oczami maluje mi się płynne złoto. I to złoto staje się jeszcze piękniejsze, kiedy zaczynają w nim skrzyć maleńkie krople mirry i dużo większe opoponaksu. 


W końcu nos wychwytuje elementy bazy: oleistość sandałowca, zielono-drzewne nuty cyprysu i jodły. No i znowu wyraźne się staje kadzidło, które w ogóle nie ma konotacji kościelnych, nie kojarzy się z żadnym obrządkiem, jest wolne od wszelkiego szufladkowania i wszelkich etykiet. Jest gęste i przestrzenne jednocześnie. Pod wpływem temperatury skóry składniki przenikają się - jakby ktoś to płynne złoto mieszał, żeby chłodniejsze, a tym samym odrobinę ciemniejsze miejsca tworzyły delikatną siateczkę, ciemniejsze smugi na powierzchni. 


Wygasanie zapachu to wspaniałe olfaktoryczne doznanie. Wszystkie składniki są idealnie wyważone, nic nie uwiera: nie za mocne jabłko, piękne kadzidło, mirra i opoponaks, drzewna baza. Kompozycja idealna. Teraz to złoto nie jest już tak płynne, a lekko stężało, niemniej nadal jest plastyczne - gdyby ktoś zaryzykował dotknięcie palcem gorącej nadal powierzchni, masa uległaby temu naciskowi i delikatnie się odkształciła.


Najbardziej zaskakuje ta kompozycja wtedy, kiedy wydaje się, że uleciała ze skóry. Jednak pod wpływem gorącego oddechu skóra ogrzewa się dodatkowo, a do nozdrzy dolatuje przepiękna, dymna nuta.



Rok: 2009
Nos: Marc-Antonio Corticchiato
Nuty zapachowe: kadzidło, mirra, opoponaks, drzewo sandałowe, cyprys, labdanum, jabłko, jodła balsamiczna



1 komentarz:

  1. O rety. Wazamba jest idealna! :D
    Zdumiało mnie Twoje porównanie do złota, ponieważ wcześniej nie przychodziło mi na myśl (co jest dziwne, bo to chyba banalne skojarzenie z zapachami o wyraźnej nucie labdanum?). I jak trafne się okazało!
    Tylko jabłek nie czuję - ale to dobrze... ;)

    OdpowiedzUsuń