2010/09/24

Mrs. Robinson

Szukam w perfumach drew doskonałych. Taką wymyśliłam sobie perfumeryjną krucjatę. Zatem szukam też cedru doskonałego. Dojrzałego, twardego, raczej wytrawnego, z charakterem, silnymi, pięknie wyrzeźbionymi muskułami, gładką, napiętą skórą. Cedru, który wie, czego chce, potrafi zachować się w towarzystwie, a w chwilach samotności we dwoje pokaże pazur. Cedru intensywnego, wibrującego, niby ułożonego, a z polotem i fantazją. Cedru, który mnie uwiedzie, omami, urzeknie, w którym się zatracę, zapomnę. Cedru, którego smakować będę chciała ciągle, bez ustanku.
Pamiętacie "Absolwenta" z Dustinem Hoffmanem i Anne Bancroft? Historia młodego chłopaka, który po ukończeniu szkoły szuka swojego miejsca w świecie i wplątuje się w romans z dojrzałą mężatką, a potem zakochuje się w jej córce, a potem... Nie będę opowiadać. Oczywiście, że pamiętacie. No to dziś czuję się taką panią Robinson. Pierre Guillaume stworzył Benjamina Braddocka idealnego: Cedre Sandaraque. Wiem, że mój romans z Benjaminem jest ciekawy, ekscytujący, momentami gorący, pełen pasji, ale tak na dłuższą metę chyba niemożliwy, bez przyszłości, niekoniecznie moralny, właściwy.


Cedre Sandaraque to młody mężczyzna, pociągający, niby przypadkiem prężący swe cudownie ukształtowane muskuły zaraz po zdjęciu koszulki i obserwujący moje zachowanie: widziała tę grę świateł na załamaniach skóry opinającej mięśnie, czy nie widziała... Jego ciało jest gładkie, lśniące, twarz przystojna, spojrzenie - okraszone długimi, ciemnymi rzęsami - głębokie, uwodzicielskie, zarost szeleści pod palcami, drapie moją skórę...

Wszystko brzmi pięknie, prawda? Ale on nadal mieszka z ukochaną mamą, która, zanim wyszedł spotkać się ze mną, uraczyła go ogromnym kawałkiem ciepłego jeszcze, wilgotnego jeszcze domowego ciasta, przypominającego nie do końca tradycyjny piernik. Młody chłopak ciasto pochłonął, poprawił pełną łyżeczką złotego miodu, który kapnął mu na brodę i splątał się z brązowymi okruszkami ciasta. I taki zadowolony z siebie, upaciany okruszkami i miodem, przyszedł do mnie. Dopiero po jakimś czasie orientuje się, że na brodzie zostały mu resztki deseru, zatem oblizuje je niespiesznie i teraz tylko w jego oddechu ogrzewającym moją szyję odczuwalna jest ta słodycz miodowo-piernikowej przyjemności. I choć w tym momencie Benjamin przestaje wyglądać jak mały, zadowolony z siebie chłopiec, tylko staje się cudownym mężczyzną z krwi i kości, ja nadal mam przed oczami słodkiego synka mamusi oblizującego nad wyraz seksownie mieszankę miodu i okruchów. I choć to pociągający mężczyzna, czuję jakiś niepokój, że może nie powinnam, że on chyba nie dla mnie. I waham się: zatrzymać go dla siebie, cieszyć się jego stałą obecnością, czy stosować go w mniejszych dawkach, tylko od czasu do czasu, czy zapomnieć całkowicie i szukać nadal ideału? Bo w bazie jest wspaniały cedr (nie przyprawiony jednak wetiwerią), niemal cedr moich marzeń z kroplą żywicy... jednak w nutach głowy jest zbyt młody, słodki, uroczy chłopiec, ociekający słodyczą pralinowanej ambry (bo domyślam się, że ona jest odpowiedzialna za ten piernikowo-miodowy akord). I mam świadomość tego, że już zawsze przed wyjściem na spotkanie ze mną mama uraczy go jego ulubionym deserem.

Chciałabym móc napisać, że Cedre Sandaraque nie powalił mnie, nie urzekł. No ale nie mogę, bo urzekł, bo powalił, zauroczył. Nie jestem tylko pewna, czy na tyle mocno, by go przygarnąć i uczynić zeń swojego pieszczocha. Czy na tyle mocno, by oddać się pasji romansu, by się zapomnieć. Chcę go, nie chcę, chcę, nie chcę... Za młody jest. Chyba.



Nos: Pierre Guillaume
Rok: 2006
Nuty zapachowe: wetiweria, afrykański cedr, żywica sandarak, zboża, pralinowana ambra

ryc. 1. Auguste Rodin, Kiss (www.bc.edu)
ryc. 2. Auguste Rodin, Male Nude (www.artexpertswebsite.com)
ryc. 3. www.fragrantica.com

5 komentarzy:

  1. Jak go przygarniesz, to koniec z piernikiem mamusi. Więc "sorry, mała, się nie da". ;)

    Z Cedrem od PG miałam styczność tylko raz i do tego pobieżnie: był miły, ale nie powalił. Może dlatego, że miałam wówczas "cedrową alergię" i nie miałam ochoty na normalne testy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Decyzja, czy go przygarnę, jeszcze nie zapadła. Nie przepadam za słodkimi zapachami i w tym jest szkopuł. Ale ten jest ciekawym słodkim zapachem. Nie wiem jednak, czy na tyle ciekawym, żebym się złamała i porzuciła swoje zasady. W końcu "cza być twardym, a nie mientkim" ;)

    Ja mam jeszcze do "przecedrowania" globalnie Bois Blond i Cedre Parfums 06130 (choć w tym drugim nie widzę raczej partnera).

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, ten cedr jest chyba pierwszym (z niewielu poznanych dotąd ;] ) który mi się wyjątkowo podoba,co prawda testowałam tylko raz i leży gdzieś w pudełku, ale zrobił bardzo dobre wrażenie i zapadł w pamięć.
    Bois blond natomiast zalatuje mi żniwami, ale nie czytałam recek ,nie obadałam nut i nie wiem czy to trafne odczucie czy znowu jakieś pokręcone moje własne;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Skarbku, Bois Blond to cedrowa stodoła pełna świeżego siana. ARCYGENIALNA!

    Escritoro, gdybym nie znała Cedre Sandaraque, słowo daję, że wizja gościa z gębą wypapraną miodem i przylepionymi do tego okruchami zniechęciłaby skutecznie. ;)))
    Ogólne odczucia jednak mamy takie same. Urzekł mnie ten zapach naprawdę, ale cena i niedostępność każą mi się zastanawiać nad tym, jak bardzo go pragnę. Na razie ze słodziaków drewnianych kupiłam Oliban Mecheri. Chyba na zasadzie substytutu guillame'oewgo Cedre, ale tez mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  5. Skarbku, na mnie Bois Blond też słodkawy, ale zdecydowanie mniej niż Cedre Sandaraque. I tak jak Sabb rzekła, to pełna stodoła ;)

    Sabb, no ale on mimo upaciania miodem i okruchami nadal jest smakowity... ale za słodki... chyba ;) Zatem rozmyślam "uparcie i skrycie" o Bois Blond. W sumie jedyny słodziak drewniany, jaki u mnie zagościł, to Gaiac M.Micallef. Niemniej zamierzam sobie jakiś prezent zrobić, może właśnie Bois Blond. Trzeba spełniać swoje chciejstwa :)

    OdpowiedzUsuń