Mam uzależnienia - jak każdy. Jednym z kilku są zapachy. Węch jest dla mnie bardzo ważny. Nawet nowe miejsca poznaję nie tylko wzrokiem, ale również innymi zmysłami. Węszę, kiedy chodzę małymi, krętymi uliczkami, węszę, kiedy mijam szerokie autostrady, węszę, kiedy poznaję nowych ludzi, kiedy nieznajomych mijam na ulicy. Węszę na targach i w sklepach. Węszę w metrze. Zanim cokolwiek zjem, najpierw wącham, zanim wypiję - wącham. Po prostu - węszę przez większą część swojego dnia. Zapachy budzą mnie w nocy. Zapachy mnie usypiają. Nozdrza pracują niemal nieustannie, śledząc kolejne aromaty, kolejne nuty. Stąd już tylko krok do uzależnienia od perfum. Z nimi jednak sprawa nie jest już taka łatwa. Mam swoje upodobania zapachowe, które dla niektórych mogą okazać się dość kontrowersyjne. Ale ja nie pachnę dla innych - jestem perfumową egoistką, pachnę dla siebie, a przede wszystkim w zgodzie z sobą. Drewno, zapach ściółki leśnej, gniecionych gałęzi i liści, kadzidło, oud, aromatyczne przyprawy, ziemista paczula, zielona wetiweria, gęsta kawa, cierpka herbata... Tak się złożyło, że większość zapachów, które ukochałam najbardziej, jest w całkowitej zgodzie z moim imieniem. Czysty przypadek?
Czytałam, że Messe de Minuit Etro to zapach śmierci, grzybni, wilgoci i doczesnych szczątków dostojników pochowanych w kamiennej krypcie wieki temu. Ja na własnej skórze krypty wypełnionej wonią rozkładu nie czuję. Zapach nie kojarzy mi się również z sacrum, nie widzę małego kościółka ni wielkiej, kamiennej katedry. Nie słyszę dzwonów wzywających wiernych na pasterkę, nie słyszę kolęd, pod szorstką dłonią nie czuję chropowatej powierzchni drewnianej ławki stojącej w starej kapliczce.
Czytałam, że Messe de Minuit Etro to zapach śmierci, grzybni, wilgoci i doczesnych szczątków dostojników pochowanych w kamiennej krypcie wieki temu. Ja na własnej skórze krypty wypełnionej wonią rozkładu nie czuję. Zapach nie kojarzy mi się również z sacrum, nie widzę małego kościółka ni wielkiej, kamiennej katedry. Nie słyszę dzwonów wzywających wiernych na pasterkę, nie słyszę kolęd, pod szorstką dłonią nie czuję chropowatej powierzchni drewnianej ławki stojącej w starej kapliczce.
Zapach przenosi mnie w czasie i stawia u boku Edypa, szukającego odpowiedzi na zadaną mu zagadkę: "Co to za zwierzę, które rano chodzi na czterech nogach, w południe na dwóch, a wieczorem na trzech?". Edyp zastanawia się długo, waha... "Messe de Minuit!" - rzucam zza jego ramienia.
Nie muszę chyba dodawać, że Messe de Minuit to według mnie zapach doskonały pod każdym względem: przeobrażający się, niebanalny, uzależniający. Powiem też nieskromnie, że mirra i kadzidło, tak jak i inne wspomniane przeze mnie składniki, kochają moją skórę - z wzajemnością.
Nos: Jacques Flori
Rok powstania: 1994
Skład:
Nuta głowy: pomarańcza, bergamotka, labdanum, mandarynka
Nuta serca: kadzidło, mirra, cynamon
Nuta bazy: piżmo, paczula, miód, ambra
ryc. 1. Gustave Moreau, Edyp i Sfinks
ryc. 2. www.missala.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz