2010/08/20

Zagadka Sfinksa

Mam uzależnienia - jak każdy. Jednym z kilku są zapachy. Węch jest dla mnie bardzo ważny. Nawet nowe miejsca poznaję nie tylko wzrokiem, ale również innymi zmysłami. Węszę, kiedy chodzę małymi, krętymi uliczkami, węszę, kiedy mijam szerokie autostrady, węszę, kiedy poznaję nowych ludzi, kiedy nieznajomych mijam na ulicy. Węszę na targach i w sklepach. Węszę w metrze. Zanim cokolwiek zjem, najpierw wącham, zanim wypiję - wącham. Po prostu - węszę przez większą część swojego dnia. Zapachy budzą mnie w nocy. Zapachy mnie usypiają. Nozdrza pracują niemal nieustannie, śledząc kolejne aromaty, kolejne nuty. Stąd już tylko krok do uzależnienia od perfum. Z nimi jednak sprawa nie jest już taka łatwa. Mam swoje upodobania zapachowe, które dla niektórych mogą okazać się dość kontrowersyjne. Ale ja nie pachnę dla innych - jestem perfumową egoistką, pachnę dla siebie, a przede wszystkim w zgodzie z sobą. Drewno, zapach ściółki leśnej, gniecionych gałęzi i liści, kadzidło, oud, aromatyczne przyprawy, ziemista paczula, zielona wetiweria, gęsta kawa, cierpka herbata... Tak się złożyło, że większość zapachów, które ukochałam najbardziej, jest w całkowitej zgodzie z moim imieniem. Czysty przypadek?

Czytałam, że Messe de Minuit Etro to zapach śmierci, grzybni, wilgoci i doczesnych szczątków dostojników pochowanych w kamiennej krypcie wieki temu. Ja na własnej skórze krypty wypełnionej wonią rozkładu nie czuję. Zapach nie kojarzy mi się również z sacrum, nie widzę małego kościółka ni wielkiej, kamiennej katedry. Nie słyszę dzwonów wzywających wiernych na pasterkę, nie słyszę kolęd, pod szorstką dłonią nie czuję chropowatej powierzchni drewnianej ławki stojącej w starej kapliczce.



Zapach przenosi mnie w czasie i stawia u boku Edypa, szukającego odpowiedzi na zadaną mu zagadkę: "Co to za zwierzę, które rano chodzi na czterech nogach, w południe na dwóch, a wieczorem na trzech?". Edyp zastanawia się długo, waha... "Messe de Minuit!" - rzucam zza jego ramienia.



W otwarciu zapach jest jak dziecko: słodki, pomarańczowy, mandarynkowy, niemal lepki od cieknącego po palcach soku aromatycznych cytrusów. Kilkanaście minut później do głosu dochodzi piękny, intrygujący młodzieniec: zapach lekko wzmacniają goździki i cynamon. To pomarańczowo-cynamonowa herbatka na chłodne wieczory, zadziorne wieczory, bo napój wypełnia się żywicami, w tle drgają dymne kadzidło i słodka mirra, na wieczory uwodzenia i sprowadzania nieśmiałych panien na złą drogę. W końcu młodzieniec przestaje być młodzieńcem, a Messe de Minuit zmienia się w starca: zapach staje się bardziej cielesny, trochę fizjologiczny, słodkawy, bez grama goryczki, lekko mdławy od woni dojrzałego, gasnącego ciała. To zapach umykającego czasu, zapach zbliżającego się końca. Ale kiedy przybliżam nos do zgięcia łokcia, a ciepło mojego oddechu otuli skórę, zapach delikatnie się zmienia, starzec na moment znowu staje się żwawym młodzieńcem... Jednak po chwili przypomina sobie, ile ma lat, opada zmęczony na fotel, a jego ciało zaczyna wydzielać woń nieuniknionego - przemijania. Nie jest to jednak woń nieprzyjemna, wręcz przeciwnie - fascynuje, pociąga. To jak wtulanie się w bezpieczne ramiona ukochanego dziadka. Ostatecznie zapach przechodzi wszystkie fazy życia ludzkiego i choć jest całkiem długowieczny, powoli zanika, a po kilku godzinach niestety umiera.
Nie muszę chyba dodawać, że Messe de Minuit to według mnie zapach doskonały pod każdym względem: przeobrażający się, niebanalny, uzależniający. Powiem też nieskromnie, że mirra i kadzidło, tak jak i inne wspomniane przeze mnie składniki, kochają moją skórę - z wzajemnością.


Nos: Jacques Flori
Rok powstania: 1994
Skład:
Nuta głowy: pomarańcza, bergamotka, labdanum, mandarynka
Nuta serca: kadzidło, mirra, cynamon
Nuta bazy: piżmo, paczula, miód, ambra

ryc. 1. Gustave Moreau, Edyp i Sfinks
ryc. 2. www.missala.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz