2010/09/07

Zdradź mi, czego słuchasz, a powiem Ci, kim jesteś

Zostałam zaproszona przez Sabbath do łańcuszka-zabawy. Mam wybrać dziesięć ulubionych utworów i przekazać pałeczkę kolejnym bloggerom. Ponieważ chyba wszyscy wzięli już udział w tej sztafecie, bloggerów wybrać nie będzie łatwo. Co do dziesięciu utworów... Dziesięć? Przecież to niemożliwe. Jak ja mam z morza, ba, oceanu ulubionych utworów wyłapać dziesięć kropli? Zatem siedzę nad tym postem, siedzę... już kolejny dzień i głowię się, biedzę: co ja bym tu, jak ja bym tu.

Muzyka jest dla mnie bardzo ważna. Wspomnę tylko takie drobniutkie fakty, że śpiewam niemal bez przerwy, nie tylko pod prysznicem, że jako młode dziewczę byłam wokalistką w kapeli metalowej przez cały, niezbyt długi jej żywot, że grałyśmy z siostrą na dwie gitary i śpiewałyśmy na dwa głosy, że moja miłość do śpiewu zaprowadziła mnie niemal w progi Wydziału Wokalno-Aktorskiego (ale niestety stchórzyłam, czego w sumie żałuję)... Mogę tak długo. Ja nawet nie mam telewizora, bo zdecydowanie nad oglądanie tego, co ktoś całkowicie mi obcy w ramówce ustali, przedkładam muzykę, szczególnie coś z własnej kolekcji. No dobra, i z kolekcji męża, bo choć nasze gusta muzyczne często lekko się mijają, równie często stykają się delikatnie, mocniej, a nawet całkiem się, przepraszam za słowo, pokrywają.
Zainteresowania muzyczne mam dość rozległe. Przede wszystkim przejmujące, wywołujące dreszcze, relaksujące, uspokajające, obezwładniające... muzyka klasyczna, opera, balet. Nie mam ulubionego okresu ni stylu, ni kompozytora. Jazz, niemal w każdej postaci, jednak najbardziej urzeka mnie wykorzystanie jednego z najlepszych instrumentów, tego wprost od natury, głosu - przede wszystkim kobiecego. Rock, psychodelia, rock alternatywny, rock neoprogresywny, muzyka świata, czyli Pink Floyd (razem czy osobno, nie ma to dla mnie znaczenia, bo Gilmour i Waters są po prostu geniuszami [tak na marginesie, już na początku października zobaczę Watersa na żywo, wreszcie :)]), Archive (śledzę również to, co Dave Pen próbuje zdziałać w oderwaniu od Archive), Radiohead, Coldplay, U2, The Police, Sting... oczywiście na tym nie koniec. W tej materii na osobne potraktowanie zasługuje Dead Can Dance, którym dzięki mojej siostrze zasłuchuję się niemal od zawsze. A wszystko to za sprawą głosu Lisy Gerrard, obok którego nie można przejść tak po prostu, obojętnie.
Nick Cave - wczoraj, dziś i jutro. Jako że śpiewałam w metalowej kapeli, to zapewne i czegoś takiego słuchałam ;) A no tak. Paradise Lost, Slayer, Kat, The Gathering, Tiamat... W skutek posiadania męża z własną kolekcja płyt do tego chaosu muzycznego powinnam jeszcze dodać bluesa.

A teraz meritum. Dziesięć utworów. Wolne żarty... Uwaga, wymieniam tylko kilka kropli, ja nawet nie wiem, czy tych najulubieńszych... po prostu zadanie mnie przerosło. Wybaczcie.
Vivaldi, Cztery pory roku, na przykład Wiosna
Mozart, Requiem, szczególnie Lacrimosa
Puccini, Tosca, Vissi d'Arte
Prokofiew, Romeo i Julia, a przede wszystkich obezwładniający, hipnotyzujący Taniec rycerzy
i jako ciekawostka, Carlo Gesualdo, In Monte Oliveti
Dwie gwiazdy gwiazd, czyli Ella Fitzgerald i Luis Armstrong, Can't We Be Friends (wcale nie ze względu na świetny tekst ;))
Genialny Bobby Mcferrin, na przykład w klasyku z "Dźwięków muzyki", czyli My Favorite Things
Pink Floyd, Echoes (tu bonusowo w połączeniu z ostatnią, długą sceną z filmu "2001: Odyseja kosmiczna")
Dead Can Dance, Persephone, przy którym mam niezmiennie motyle w brzuchu z emocji i dreszcze przebiegające wzdłuż kręgosłupa
Archive i momentami klaustrofobiczny utwór The Feeling of Losing Everything
Radiohead, Karma Police
Coldplay, Trouble
Nick Cave, tutaj z nieziemską PJ Harvey, Henry Lee
Kat, Łza dla cieniów minionych

Nie każcie mi więcej wybierać, decydować, odrzucać, bo się popłaczę ;)
Pałeczkę przekazuje Latającej Pyzie i Chihiro



5 komentarzy:

  1. znam tylko pierwsze dwa...wstyd mi...

    OdpowiedzUsuń
  2. Skrabek, a Ty myślisz, że z Twojej listy znam 100%? Chciałabym ;) Ty mi tu nie wstydaj, bo nie masz powodu... uwzględniając mój pokręcony gust muzyczny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bogowie... Ta lista mogłaby niemal w całości być i moja...
    1 i 2 zdecydowanie, bez zastrzeżeń. Miałam nawet na liście przed obcinaniem. 4 takoż moje. Duet Elli z Luisem miałam na liście, tylko inny. Pink Floyd i Dead Can Dance do ostatnich nutek... I jeszcze Łza... Była na liście, ale musiałam wybierać.
    Zaprawdę, jesteś moją siostrą nie tylko w agarze.
    Noż do diaska, przejęłam się. Naprawdę czuję się, jak gdybym dotknęła czegoś... Niezwykłego.

    Bredzę. Wiem. Ale ja takim dziwolągiem muzycznym się czuję, że kiedy spojrzę w spis, który jest cudzy i mój jednocześnie, aż ściska mnie w dołku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sabbath, czytając Twoją listę od razu wiedziałam, że wiele nas łączy, tylko nie bardzo się z tym zdradzałam, choć łapki świerzbiły nad klawiaturą.
    U Ciebie sporo mocnych brzmień, u mnie już mniej, ale nadal dostrzegam wspólne korzenie.
    A czy duet Elli z Luisem to Summertime?
    Wciąż uważam, że zapomniałam rozpatrzyć od groma innych utworów, kolejne pchały się do wpisania, a pozostałe przez zbyt krótki czas lub wysoki stopień trudności zadania nawet nie zdążyły przyjść mi na myśl. Cała reszta została z listy wykreślona, choć z ciężkim sercem. Nawet wybranie jednego utworu na przykład Floydów zakrawało na rzecz niemożliwą.

    Gdzie tam bredzisz. Ja też uważam siebie za dziwoląga muzycznego (no dobra, nie tylko muzycznego ;)), dlatego tak miło wiedzieć, że po świecie chodzi osoba, której taka lista wcale nie przerazi, a wręcz przeciwnie - ucieszy lub poruszy :)
    Ściskam Cię zatem, siostro nie tylko w agarze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, duet właśnie ten brałam pod uwagę. Kawałek jest piękny.
    Ja ogólnie dość ostrej muzyki słucham. Naprzemiennie z klasyką, przy której dobrze się skupiam.
    Kłopoty z wyborem znam. Osiołkowi w żłoby dano... Ale myślę sobie, że to dobrze, że jest tyle powodów do zachwytu wokół nas. Problem miałabym także z wyborem 10 najważniejszych książek, czy ulubionych perfum.
    To chyba lepiej, niż mieć problem z zapełnieniem takiej listy...

    W kwestii dziwolągów - owszem, dziwność muzyczna jest odbiciem dziwności... Ogólnej. Dziwny jest ten świat... Kurczę, zapomniałam o "Płonącej stodole" Niemena... :/

    OdpowiedzUsuń