English version below
Ostatnio znowu byłam bardzo zajęta (goście, goście, wielu, wielu gości). Testowałam, robiłam nawet notatki, ale nie mogłam znaleźć czasu na to, żeby po prostu usiąść przed komputerem i coś naskrobać. Za każdym razem, kiedy tak się dzieje, czuję tę wewnętrzną potrzebę, żeby pisać, robię się nerwowa i najchętniej rzuciłabym wszystko inne w kąt, żeby tylko spokojnie usiąść i zająć się tym, co najbardziej lubię. Ale jest jedno "ale". Za każdym razem, kiedy mam kilka dni przerwy w pisaniu, czuję się jak sparaliżowana, kiedy tylko zasiądę do klawiatury. Chcę pisać, ale nie mogę. Doświadczam tego właśnie w tym momencie. Każde słowo to bój. Ale walczę dzielnie, żebyście mogli przeczytać ten wpis. Jeszcze dziś.
Aedes de Venustas, fantastyczny niszowy butik mieszczący się w Nowym Jorku, a otwarty w 1995 roku nie tylko ma swoją linie perfum (recenzje wkrótce), ma również zapach jemu dedykowany, a stworzony przez samego Bertranda Duchaufoura dla marki L'Artisan Parfumeur. Zanim tę kompozycję przetestowałam, wyobrażałam sobie, że jest gęsta i bogata, niemal delikatnie barokowa... jak i wnętrze butiku pod numerem 9 na Christopher Street.
Aedes de Venustas L'Artisan Parfumeur otwiera się pomarańczą i olibanum. Olibanum jest cytrusowe, żywiczne i odrobinę słodkie, pomarańcza jest soczysta i słodka. Po chwili jestem w stanie wyczuć lekko kwiatowy różowy pieprz i ostry pieprz czarny. Według mojego drogiego nosa otwarcie jest podobne do Jubilation XXV Amouage (w pewnym momencie testowałam te dwa zapachy symultanicznie na obu ramionach. Nie powiem, żeby zapachy były identyczne, niemniej podobieństwo jest zauważalne). Nie sądzę, żeby to było dziwne, w końcu obie kompozycje stworzył Bertrand Duchaufour.
Przez dłuższy czas nic nowego się nie dzieje, ale w końcu do moich nozdrzy dobiegają delikatne aromaty irysa i cedru. Pomarańcza powoli się kurczy, ale kadzidło (na tym etapie bardziej dymne) i czarny pieprz pozostają nadal głównymi bohaterami tej opowieści. Wiem, że to zapewne wina mojego nosa i mojej skory, ale przez moment kadzidło staje się miętowe, przeczyszcza moje drogi oddechowe powiewem świeżości, po czym znika. Natomiast czarny pieprz wydaje się mocarniejszy. Lubię tę chwilę, kiedy zaczynam wyczuwać słodko-balsamiczny, niemal miodowy opoponaks i kilka kropli benzoesu wymieszanych z kadzidłem, pieprzem i paczulą (nie za mocną, ale mimo to nadal cudownie ziemistą, pylistą, zakurzoną, suchą) na miękkim, przytulnym piżmowym posłaniu. I tylko żałuję, że nie wyczuwam skóry, kawy i drew wszelakich (poza cedrem).
Czy miałabym ochotę na zakup pełnego flakonu Aedes de Venustas? Zdecydowanie nie. Choć to bardzo przyjemny zapach, szczerze powiedziawszy dobry, zbyt podobny jednak do bogatszego i gęstszego wprawdzie Jubilation XXV, którego pełny flakon jakiś czas temu zagościł na mojej półce.
Rok: 2008
Nos: Bertrand Duchaufour
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: pomarańcza, różowy pieprz
Nuty serca: kadzidło, czarny pieprz, irys, róża, piżmo, kocanka ogrodowa
Nuty bazy: opoponaks, skóra, benzoes, kawa, paczula, nuty drzewne
Recently I was (again) really busy (guests, guests, many, many guests). I was testing, making some notes, but I couldn't find time to sit and write. Every time something like that happens I feel this urge to write, I am nervous, I would like to stop everything I am doing at this particular moment to finally sit and do what I like the most. But there is one "but". Every time I have few days brake, I feel paralyzed in front of keyboard when I finally manage to find a time. I want to write but I can't. This is what's happening right now. Every word is a struggle. But I'm fighting with it, so you can read this note. Today.
Aedes de Venustas, fantastic niche boutique located in NYC and founded in 1995, not only has its own perfumes line, but also one scent dedicated to it, composed by Bertrand Duchaufour for L'Artisan Parfumeur. Before I sniffed this composition for a very first time I imagined that it should be thick and rich, almost baroque-like... as the inside of a boutique on 9 Christopher Street.
Aedes de Venustas L'Artisan Parfumeur opens with orange and olibanum. Olibanum is citrusy, resinous and a little sweet. Orange is juicy and sweet. After a while I can detect just a bit flowery note of pink pepper, and spicy black pepper. To my nose opening stage is similar to Amouage Jubilation XXV (at some point I even tested those two fragrances simultaneously. Not that both are identical, but similarities are quite detectable). I don't think it is too strange, because Bertrand Duchaufour composed both scents.
For a longer time nothing new happens, but then I can smell iris and cedar. Orange starts to be less prominent, but olibanum (now a little more smokier) and black pepper are still main characters of this story. I know that is probably my skin and nose's fault, but for a few moments incense is minty, cleans my nose with this fresh whiff, and then disappears. And pepper is stronger and stronger. I really like this moment when I can detect opoponax - sweet, balsamic, honey-like, and a few drops of benzoin mixed with incense, pepper and patchouli (not too intense, but still beautifully earthy, dusty and dry) on a soft and cozy bed made of musk. My only regret is I can't detect leather, coffee and woodsy notes (besides cedar).
Would I like to have a bottle of Aedes de Venustas? No, definitely no. It is nice scent, really good to be honest, but still too similar to richer and thicker Jubilation XXV, and I already have a full bottle of latter.
Year: 2008
Nose: Bertrand Duchaufour
Notes:
Top notes: orange, pink pepper
Middle notes: incense, black pepper, iris, rose, musk, strawflower
Base notes: opoponax, leather, benzoin, coffee, patchouli, wood
Ryc. 1. www.coolhunting.com
Ryc. 2 i 3. zdjęcie ze strony butiku, Facebook
Ryc. 4. www.fragrantica.com
Myślę, że powinnam jeszcze raz podziękować Ci za uratowanie mojego portfela. Ostateczne, finalne podziękowania z fanfarami jak dotrę do Warszawy i powącham. :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się zwrot "Pomarańcza powoli się kurczy". :)
Ewentualnie usłyszę: "ależ to wcale nie pachnie tak, jak napisałaś! Jest cudne!" ;)
UsuńNiemniej, jak na razie, nie ma za co ;) Ciekawa jestem Twojego zdania.
Z pisaniem mam podobnie, a nawet bardziej hmm.... traumatycznie, już kilka razy zamierzałam porzucić bloga...
OdpowiedzUsuńSam zapach nie brzmi tak żeby nagle zapragnęła poznać , ale jeśli nadarzy sie okazja, kiedyś, to chętnie :)
Dobrze, że pisania nie porzuciłaś :)
UsuńJa już miała tak długie przerwy na blogu, że przez jakiś czas myślałam, że do pisania nie powrócę. O tyle to dziwne, że ja naprawdę kocham pisać.
Zapach nie robi jakiegoś super wrażenia. Może to mój nos, może moja skóra, bo choć poprawny, dobry nawet, dla mnie to zdecydowanie za mało.