2013/11/08

Warto próbować

English version below

Dawno temu zrozumiałam już, że gdzieś tam w świecie są perfumy, które uwielbiają moją skórę, ale są też takie, które jej nienawidzą i z miną kierowcy malucha pokazują jej gest Kozakiewicza. Niektóre kompozycje nigdy nie będą właściwie współpracowały z chemią mojej skóry. Oczywiście, jestem świadoma tego, że to wcale nie musi być wina mojej skóry, a mojego słusznych rozmiarów nosa. Mój nos doskonały nie jest. Nigdy nie był (i nigdy nikogo nie przekonywałam, że jest inaczej). Na przykład: Jego Wysokość nos nie lubi róży (moja skóra przeciwnie, różę uwielbia, a nawet podkręca jej aromat, sprawiając, że staje się mocniejszy, bogatszy, bardziej zmysłowy... co przyprawia mój nos o jeszcze większe męki). Ale nigdy nie wiesz, co się stanie z Twoim nosem. Albo co już się stało.

Testowałam jedną z wielu moich próbek kilka razy. Zapach zawsze wydawał mi się dobry, poprawny, technicznie bez zarzutu, ale nic poza tym. Nie było dreszczy emocji, nie było przyspieszonego bicia serca, rozszerzonych źrenic. Nic z tych rzeczy. Aż do dziś...

Kilka kropli Incense Oud Kiliana z  Arabian Nights Collection wylądowało na mojej skórze i wreszcie zrozumiałam, o co z tym szaleństwem na punkcie tej kompozycji chodzi. Otwiera się ona wspaniałym lekarstwianym oudem, któremu towarzyszą ciemne kadzidło, lepkie i balsamiczne żywice, ciepłe, odrobinę dymne drewna, ostry, ciepły kardamon i bardzo przyjemny, nie za mocny powiew zaledwie różano-cytrynowego geranium i maleńkiej róży. Przed oczami staje mi stary aptekarz, który kropelka po kropelce przelewa cenne esencje w małe fiolki, tworząc tajemnicze panaceum na zła wszelakie. Mogłabym przysiąc, że do moich nozdrzy dobiega gorzkawo-kwaskowy zapach dębu (dokładnie takiego, jakiego pamiętam z Chene Serge'a Lutensa).


Po chwili cytrynowa nuta zostaje zastąpiona nutą skórki grejpfruta. Paczula jest ziemista, ciemna i pylista, labdanum, również ciemne (kiedy mocno wwąchuję się we własną skórę, zdecydowanie wyczuwam  to labdanum, które sprawia, że Incense Normy Kamali tak mocno zapada w pamięć), tworzy z oudem miły dla nosa skórzany akord. I choć w oficjalnych nutach nie został wymieniony, wyczuwam miękki, waniliowy benzoes.


Im dłużej zapach pozostaje na skórze, tym bardziej różany się staje. Ale nadal, bez wątpienia mi się podoba. Słodsza, czekoladowa paczula miesza się w cudowny sposób z różą, oudem i kadzidłem. Zapach jest upojny. Dzięki temu róża nie męczy mojego nosa, nie jest zbyt ostra, nieprzyjemna. Piżmo i sandałowiec sprawiają, że całość jest przytulna i miękka. 

Z wygasaniem zapachu róża wydaje się mocniejsza, a im cieplejsza skóra, tym bogatsza w zapach róża na niej wykwita. Nadal mogę cieszyć się ostatnią fazą kompozycji, choć nie tak mocno jak wcześniejszymi. 



Rok: 2011
Nos: Sidonie  Lancesseur
Nuty zapachowe:  geranium, kardamon, różowy pieprz , róża, paczula, cedr wirginijski, papirus, methyl pamplemusse, piżmo, labdanum, sandałowiec, mech dębowy, kadzidło, oud


Long time ago I finally realized that somewhere out there are perfumes that like my skin very much, and ones that hate it and prefer to stick their middle finger and point it at me. Some compositions never will work with my skin chemistry. I am aware that it may not be a problem of my skin, but my big nose. My nose is not perfect, never was (I've never tried to convince anyone otherwise). For example: His Highness nose doesn't like rose (my skin loves it and makes rose even stronger, more opulent, voluptuous... what makes my nose even more miserable). But you never know what happens to your nose. Or what already happened. 

I tested one of many of my samples few times. Every time scent was good, correct, proper, but nothing more. There was no thrill, no fast heartbeat, no dilated pupils. Nothing.  Until today...

I poured few drops of Arabian Nights Collection Incense Oud by Kilian and finally understood what all this rave was about. It opens with marvelous medicine kind of agarwood accompanied by dark incense, sticky and balsamic resins, warm, just a little smoky woods, spicy, warm cardamon and really pleasant, not too strong whiff of rosy, lemony geranium, and small rose. This reminds me of an old apothecary, who drop by drop pours some essences into small vials making secret panacea. I could swear that I smell bitterish, sourish oak (exactly the same oak nuances as in Chene  by Serge Lutens). 

After a while this lemony note changes into note of grapefruit peel. Patchouli  is earthy, dark and dusty, labdanum also dark (if I try hard, I can definitely smell the reminiscent of labdanum known from Incense by Norma Kamali) creates with agarwood nice leathery accord. And if I didn't know notes I would definitely say I smell soft, vanilla benzoin.

The longer scent stays on my skin the rosier it is. But still, I like it doubtlessly. Sweeter, more chocolate like patchouli blend with rose, oud and incense. At this point scent is intoxicating. Thanks to that rose doesn't offend my nose, isn't too harsh and unpleasant. Musk and sandalwood make this composition cozy and soft.

Closer to drydown rose is stronger, and the warmer skin is, the more opulent rose grows from it. I can still enjoy this part, even if not as much as previous stages. 


Year: 2011
Nose: Sidonie Lancesseur
Notes: geranium, cardamon, pink pepper, rose, patchouli, virginia cedar, papyrus, methyl pamplemousse, musk, labdanum, sandalwood, oakmoss, incense, agarwood

Ryc. 1. Autor: Sergei Sogokon http://photo.net
Ryc. 3 i 4. Zdjęcia promocyjne Perfum znalezione w sieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz