2010/11/26

Imieninowy prezent

Wspomniałam ostatnio, że dostałam ciut przedwczesny imieninowy prezent. Ale jaki to był prezent! No miły, bo w sposób mocno bezczelny, sama go sobie wybrałam. Wytargałam biednego samca z domu, wyciągnęłam go najpierw na długi spacer, żeby go zmęczyć (a może to on wyciągnął mnie?), a potem zaciągnęłam go do Le Labo, kiedy osłabiony spacerem nie mógł się już opierać. Bo umyśliłam sobie, że bez maluszków, czyli flaszeczek o pojemności 15 mililitrów, Oud 27 i Patchouli 24 moje życie traci sens (no dobrze, aż tak dramatycznie nie było, ale uważam, że na potrzeby podtrzymywania napięcia na tym blogu mogę sobie od czasu do czasu podkolorować opowieść; no to teraz jest ten pierwszy od-czasu-do-czas). No to biedny samiec wyboru pozbawiony został, zaciągnąć się dał, bo cóż lepszego nad ulegnięcie tej istocie, jaką jest żona? No i teraz mam dwa cudnej urody maluszki. Błogo mi.
Każdy z nich jest piękny, każdy inaczej. I choć żadnym z nich nie odważę się pewnie okryć przed pójściem do pracy (choć nigdy nie mów nigdy!), cieszą. Te 15-mililitrowe dawki będą mi służyć bardzo długo. Tym bardziej, że – o dziwo – oba zapachy na mojej skórze niemal buzują, wybuchają, hulają bez najmniejszych oporów. Diabelnie to rzadkie. Nie muszę „dopsikiwać się” w ciągu dnia, nawet po prysznicu wyczuwam ich delikatne drgania na skórze.
Poza nosem, radochę miały oczy, radochę miały rączki… radochę miał kot, bo rozpakowywanie zakupów z Le Labo to czysta przyjemność. A recenzje? Będą.






12 komentarzy:

  1. Zatem prezent jest udany. :) Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, udany :) Takie prezenty mogę dostawać codziennie ;) no dobra, może co tydzień :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję, szczególnie Patchouli;) Mieć Le Labo w pobliżu - zazdroszczę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piotrze, dziękuję :) Niestety, z niejakim drżeniem myślę o tym, że kiedyś moje szczęście, czyli np. Le Labo pod nosem, się skończy... i nastanie warszawska rzeczywistość ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pytanie ogólne - jeśli wiemy, że szczęście się kiedyś skończy, czy można podjąć jakieś działania, które by zmniejszyły ból czy smutek?

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeżeli wiemy wcześniej, to może do tej przykrej myśli przywykniemy? Tylko czy to zmniejszy ból lub smutek? Tego nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oż kurczaczek. Ile taki maluszek kosztuje? Muszę sobie przeliczyć, jak bardzo Ci zazdraszczam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Yyyyy, ciut wstyd się przyznać, bo taki jeden bąbel $52 (a tak naprawdę $52 + niemal 9% z $52, bo w NY jest podatek... na szczęście ja go nie płącę, uffff).

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj. Poziom zazdraszczania opadł był... Leży teraz i dochodzi do siebie. Drogo... :(((

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiem, że drogo! Nawet bardzo! Ale te maluszki takie ładne i tak pięknie pachną... A miałam kupić wielkiego Odina 03. No nic to, następną razą ;) Teraz ten zakupowy "grzeszek" zamierzam wyrzucić z pamięci, przydarzy mi się pozakupowa amnezja.

    OdpowiedzUsuń
  11. Prezent musi być drogi;) Enjoy!!
    Wszystkiego najlepszego z okazji imienin Escritoro.
    Z przyjemnością oglądam zdjęcia na Twoim blogu.
    Brit

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję, Brit. Na szczęście imieniny ma się raz w roku, bo inaczej czekałoby mnie bankructwo całkowite. Inna rzecz, że są urodziny, rocznice, mikołajki i tym podobne okazje ;)
    A w ogóle, bardzo miło Cię tu widzieć :)

    OdpowiedzUsuń