2010/11/01

A u mnie bez zmian*

Wskutek wizyty w miejscu, gdzie można powąchać składniki wykorzystywane do komponowania perfum, gdzie pani w białym kitlu przygotowuje specjalnie dla Ciebie miksturę zapachową, korzystając z super dokładnej wagi laboratoryjnej, szklanych pipet, małych i większych szklanych fiolek, gdzie szklaną flachę, do której Twoją miksturę wlano, okleja się etykietą przygotowaną znowu specjalnie dla Ciebie, z Twoim imieniem wypisanym czcionką przypominającą tę ze starych maszyn do pisania... powstała między innymi ta recenzja. A będzie więcej. I zdjęcia też będą.
Niby niewiele mogę powiedzieć o zapachu, którego próbki nie mam, a jedynie uraczyłam się nim w czasie wizyty w perfumerii. Niemniej, dla takiej gaduły jak ja to nie problem. Dam sobie radę. Nie zmienia to faktu, że będzie rzeczowo i na temat, bez zbędnego lania wody, owijania w bawełnę i zmyślania. To nie leję, nie owijam, nie zmyślam. Another 13 Le Labo jest dziwny.



Zaraz po tym, jak potraktowałam nim nadgarstek, poza alkoholem nie byłam w stanie wyczuć żadnej innej nuty. Nic. Tylko czyste C2H5OH, które bardzo powoli odparowywało ze skóry. A jak już odparowało, to pojawiło się... nic. Dosłownie. Nie czułam kompletnie nic. Pustka. Zero.
Zawiodłam się na zapachu całkowicie. Spodziewałam się fanfar i werbli, a tu figa z makiem. No bo jak perfumy mogą mi wywijać taki numer? To innym zdarza się, że Iso E Super wypina się na nich, że ambroxan wychodzi po angielsku zanim się w ogóle pojawi, no ale nie mnie! Wściekła przestałam się obwąchiwać. Strzeliłam focha!
No ale po jakimś czasie zapomniałam, że jestem zła, bo pamięć mam dobrą, ale krótką, i zbliżyłam nos do nadgarstka... I wreszcie, ambroxan zamerdał ogonkiem! Zamerdał, a nawet zaszczekał. Rasa to nieokreślona, czyli nadal dziwadło z niego.
Another 13 pachnie kurzem, pyłem, wzbitym przez samochód na polnej drodze w upalne lato, suchym, spękanym drewnem, strzelającymi pod stopami przesuszonymi gałązkami. W zapachu nie ma nic odzwierzęcego, chyba, że wąchając go, myślimy o molu książkowym. Bo na mojej skórze ambroxan pachnie również suchym, szeleszczącym w palcach papierem. I, na szczęście, kadzidłem. Suchym, dymnym, w zasadzie takim, jakie znaleźć można w Encens Flamboyant Annick Goutal. Lekko wiercącym w nosie, dusznym w swej dymności wręcz. Ale niczym więcej, żadnych innych składników nie notuje się.
W Another 13 nie ma żadnych szaleństw, żadnych skoków, żadnych wolt. Zapach jest linearny, niezmienny aż do granic możliwości. Jedyną zmianą, zmianą zaskakująca, zmianą o 180 stopni jest przejście ze stanu bezwonnego, do stanu „w końcu coś czuję”.


Nos: Nathalie Larson
Rok: 2010
Nuty zapachowe: ambroxan, jabłko, gruszka, zielone cytrusy, nasiona ambrette

ryc. 1. www.cropwatch.org
ryc. 2. www.luckyscent.com

* Bez zmian, bo wącham bez ustanku, walczę z "przymusem" kolejnego zakupu... i przegrywam. I jak na razie dobrze mi z tym.

6 komentarzy:

  1. Ale ambroxan? Ten sam, który mamy w drugich Molekułach i Nie-Perfumach JHaG?

    Muszę poczytać i Another. Nazwa zadziwiła mnie od początku. Wedle zasady Le Labo nazwą zapachu jest dominujący składnik plus liczna uzytych esencji. Nie znam składnika perfumeryjnego, który nazywa się "another".
    Nie ufam temu dziwolągowi.
    A ambroksan sam na mnie pachnie pięknie. Tyle, że globalnie nie bardzo go czuję. Za to na kimś wali w nos z metra.

    OdpowiedzUsuń
  2. Another stąd, że stworzony we współpracy z magazynem AnOther;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Spieszę wyjaśniać. Another 13, jak Piotrek dodał, powstał w wyniku współpracy z magazynem "AnOther".

    Tak, kompozycję zbudowano na ambroxanie (który pięknie dziś pachnie w rękawie bluzy, którą wczoraj na sobie miałam). Czyli tak, to ten sam ambroxan. (Luckyscent ambroxanu nie podaje, ale na stronie Le Labo jest o nim informacja, no i w rozmowie z dziewczynami z butiku również co chwilkę padało słowo ambroxan).

    OdpowiedzUsuń
  4. Ambroksan, ambroksan kochany - nie wiem, co o nim myśleć: czasem pachnie mi ciekawie, czasem nie (od czego to zależy?) Co do Le Labo, to mam do nich żal. I uraz. :) Czytając Marcina B. pewnie wkrótce dowiesz się, czemu [przy czym nie sugeruję, że M. zna jakieś szczegóły mego prywatnego życia czy przemyśleń, po prostu cosik tam skrobnie, jeśli wykaże się konsekwencją i dotrzyma słowa :) ].
    A w ogóle: czemu mi nie dałaś znać, że boleśnie przekręcam Twój nick?? Kilka dni temu się zorientowałam i od tego czasu nabijam się z samej siebie. ;)) Kurczę, Esco! :) Trza było przesylabizować w komentarzu u mnie, czy coś. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaa... Dziękuję Wam ślicznie. Ja chcę do butiku Le Labo...

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiedźmo, po co miałam sylabizować, ważne że wiedziałam, iż chodzi o mnie ;) Zresztą to tylko nick ;)

    Sabb, już Ci mówiłam, że jak przyjedziesz, to idziemy na wycieczkę po perfumeriach ;)

    OdpowiedzUsuń