Wiem, że ostatnio niespecjalnie rozpisywałam się o urokach wąchania, ale kichanie opanowało mój nos niepodzielnie i jakoś nie do końca wierzyłam swoim doznaniom. Mam jednak nadzieję, że te chwile to już dzieje minione. Bo chce mi się wąchać. I pisać.
A ponieważ za oknem robi się coraz zimniej... Co ja plotę, za oknem jeszcze do zniesienia, szczególnie jak się stanie w słońcu, ale mieszkanie zmienia się powoli w lodówkę. Czekam tylko, aż szron zacznie się pojawiać na ścianach, a oddech zamieni się w kłęby białej pary (zacznijcie się o mnie martwić, jak będę też rzucać w koło "I see dead people"). Raju, koszmarna wizja! Zatem: ponieważ zaczynam marznąc, szukam perfumeryjnego ocieplacza. Ambry dobrze się noszą jesienią. Ale ponieważ ciężko znoszę ambry, dopiero się ich uczę, powoli...
Jakiś czas temu zamówiłam kilka próbek ambrowych kompozycji. Wiem, że jednej nigdy raczej nie opiszę - po jedynym teście zabiła mnie ogromną ilość tuberozy i oddałam fiolkę komuś, kto zapach docenił, a nawet w tempie błyskawicznym zakupił cały, piękny flakon (ten, kto pomyślał, że do Balmain Ambre Gris piję, ma rację). Pozostałe czekają na swoją kolej. Niektóre już się nawet doczekały.
Jest jeden moment w rozwoju zapachu Ambra Omnia Profumo, który w zależności od dnia, humoru, aury zmienia się i raz nęci, raz lekko wykrzywia nos. Bo pierwszy pomarańczowo-ambrowy akord jest wielce przyjemny dla nosa. Pomarańcza jest soczysta, aromatyczna, słodka, a ambra miękka, łagodna. Od razu wyczuwa się też słodką zapowiedź wanilii. Ale po kilku minutach następuje ewolucja, która w czasie kolejnych testów przeskakuje między dwoma ekstremami. Niekiedy zaczynam czuć zawartość dawno nieczyszczonej popielniczki, dodam, że zawartość tę zalano wodą. Wielce drażniąca nuta - lawenda. Czasem czuję piękne pole zawieszonych na zielonych nóżkach fioletowych główek, kiwających się raz w prawo, raz w lewo w rytm kolejnych podmuchów wiatru. Piękna nuta - lawenda. I bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze! Albo bloga! Ta lawenda do szału doprowadza. Nie muszę dodawać, że opcja druga jest zdecydowanie milsza dla nosa i nosi się ją na skórze o całe niebo lepiej. A jak jeszcze w tle zadźwięczy kadzidło, to już niemal pełnia szczęścia.
W sercu zapachu zdecydowanie łatwiej wyczuć kwiatowe nuty - geranium. Pięknie układa się na balsamicznym blejtramie. Ale dość szybko znika. Ciekawe brzmienie ma w tej kompozycji labdanum. Jest balsamiczne, cieliste i choć - w pierwszych chwilach trwania zapachu na skórze - w połączeniu z lawendą-mokrym popiołem przybiera zaskakująco brudny odcień, lekko nieświeży, czyli niekoniecznie najpiękniejszy, to w parze z lawendą porastającą całe pola w Grasse jest bardziej żywiczne, pięknie dymne i skórzaste. I takie pozostaje niemal do końca, bez względu na to, jak na początku ułożyła się lawenda.
Kadzidło, choć ciche, trwa niezmiennie, wypełniając tę błogą mieszankę aromatów przestrzenią. Tylko skąd te migdały? Migdałowa nuta jest... no po prostu jest wyjątkowo przyjemna. Szczególnie, że wraz z wanilią i puchatą ambrą tworzy akord otulający, niemal dający poczucie bezpieczeństwa. Do tego stopnia odpowiada mi Ambra, że chętnie przygarnęłabym ten pięknie leżący w dłoni okrągły flakon. Oczywiście, z zawartością.
Rok: 2008
Nos:
Nuty zapachowe: pomarańcza, bergamotka, geranium, kadzidło, lawenda, paczula, wanilia, labdanum, opoponaks, ambra
Ryc. 1. znalezione gdzieś w sieci, niestety, źródła nie pamiętam
Ryc. 2. www.lavanda-mare.com
Ryc. 3. www.fragrantica.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz