Luca Turin i Tania Sanchez. Można ich lubić lub nie. Można uważać ich za autorytety w dziedzinie perfum, można też za szarlatanów. Można się z nimi zgadzać, można też się kłócić. Wolnoć Tomku. Ja tam się nie kłócę, nie rozwijam też czerwonych dywanów pod stopami (choć jak najbardziej podziwiam węch, wiedzę i doświadczenie Turina), a po prostu z ciekawością zaglądam do przewodnika "Perfumes, the A-Z guide" i sprawdzam, jak bardzo moje i autorów odczucia co do zapachów się różnią (lub jak bardzo są zgodne). I przyznam szczerze, że mam frajdę z czytania krótkich recenzji (ponad 1800)... szczególnie moich ulubionych kompozycji, które czasem oznaczone są zaledwie jedną gwiazdką lub dwoma (perfumy oceniane są następująco: 5 gwiazdek - arcydzieło, 4 gwiazdki - zapach polecany, 3 gwiazdki - zapach dobry, 2 gwiazdki - autorzy zapachu nie polecają, 1 gwiazdka - należy unikać). Wcale się za ubliżanie moim soczkom nie obrażam. Czyli nadal z rozkoszą będę zlewać się oznaczonym jedną marną gwiazdką "owocowym płynem do płukania ust", czyli Jade Oliviera Durbano.
Nie mogę powiedzieć, że ten przewodnik to biblia, którą każdy perfumofil (a raczej perfumomaniak) powinien mieć na półce. To nie jest biblia. To nie jest encyklopedia. Owszem, można znaleźć kilka ciekawych informacji we wstępie lub dłuższych recenzjach. Tak jak i na perfumeryjnych blogach. Nie powinno się jednak bezkrytycznie stosować do "zaleceń" Turina i Sanchez (jak i żadnego blogera czy perfumomaniaka). A dlaczego? Bo najlepszy zapachowy arbiter elegantiarum to nasz własny nos. A interpretacja zapachów jest zawsze subiektywna. Zawsze! Nie dajmy sobie wmówić inaczej!
I chyba sama Tania Sanchez we wprowadzeniu ujęła sprawę w sposób właściwy, choć być może zupełnie niezamierzenie (najważniejsze zdanie pozwolę sobie wytłuścić):
"Do not be seduced by celebrities, by clever ad campaigns, by beautiful bottles and boxes, by high price tags, by exclusivity, by lush official descriptions, by exotic ingredients, by promises. Believe your nose only. Do not wear a fragrance just to wear fragrance. Make sure it is better than nothing. And if you love something, buy two bottles, because next time the thing may be changed or gone" (s. 32).
Oooo, i to jest właściwe podejście zarówno do książki, jak do jej autorów! ;D Choć szanuję wiedzę Turina, denerwuje mnie jego gwiazdorzenie i całe to "jestem wielkim znawcą, który na podstawie zapachu potrafi wydedukować nawet szczegółowy opis wymagań wobec soczku". No i ogólna arbitralność ocen, rzecz jasna.
OdpowiedzUsuńJednak przewodnik warto przeczytać, tu zgadzam się całkowicie. :)
Jak czytam takie arbitralne oceny perfum, włącza mi się tryb zapachowego anarchisty ;)
UsuńZresztą autorzy sami we wstępie gdzieś napisali, że perfumy pachną na każdym tak samo (powąchaliby mnie zlaną kompozycją z różą w składzie i zmieniliby szybciutko zdanie), tylko interpretacja może być inna, bo każdy ma inne doświadczenia czy wspomnienia zapachowe, przez które zapach "przepuszcza". Czyli co, tylko ich doświadczenia i wspomnienia są właściwe? Cała reszta powinna, dajmy na to, zapomnieć swoje dzieciństwo? No heloł?! Nie ma jedynego właściwego gustu zapachowego. Ciekawe, czy swoje gusta muzyczne też tak innym "narzucają"? Albo upodobania w malarstwie?
Inna rzecz, że chętnie wiedzę Turina bym posiadła :)