Zaraz popełnię pochwalną notkę. A wszystkiemu winny jest Pirath! Że tak zacznę z grubej rury. Winny, bo to od niego dostałam potężną próbkę zapachu, którego testowanie sprawia mi ostatnio wiele radości. Dziękuję Ci bardzo! :)
Les Exclusifs de Chanel Sycomore to zapach, który w wielce pozytywny sposób miesza mi w głowie. Otwarcie jest zielono-cytrusowe, lekkie, świeże. Zakładam, że za tę cytrusowość odpowiedzialne są między innymi aldehydy. Zielone, świeże niemal brzmienia cyprysu zaczynają mieszać się z dosadnie zieloną, słonawą wetywerią. Ale na tym nie koniec, bo oto pojawia się mój ulubiony moment otwarcia - wetyweria zaczyna być mocniejsza, bardziej drzewna, ciemnieje, brunatnieje wręcz, pojawia się gorzkawa, mroczna i lekko dymna warstwa. Do moich nozdrzy dobiegają nuty gorzkiej czekolady i czarnoziemu. Szczególnie zapach ziemi rozkosznie drażni nos, zatykając go niemal wilgotnym pyłem. Ale kolejne kilka sekund wszystko zmienia, bo ziemia cichnie, gorzka czekolada - choć nadal gorzka - kurczy się i pojawia się niemal gładź polerowanego ciepłą dłonią hebanu. Niesamowicie uwodzicielski zapach.
Mija kolejne kilkanaście sekund i zapach znowu staje się bardziej zielony. Ja wiem, że teoretycznie przez pierwsze momenty nie powinnam może nie odklejać nosa od własnego łokcia, ale nie mogę się powstrzymać. Zmiany w zapachu następują tak szybko, są jak mrugnięcia powiek i za nic nie chcę ich przegapić. Jestem urzeczona pięknem tego otwarcia, staram się go w głowie odtwarzać ciągle i ciągle, i ciągle, bez przerwy.
Po tym błogim szaleństwie z początku, zapach się uspokaja. Uspokaja na tyle, że wszelkie zmiany są powolne i niemal niedostrzegalne.
Generalnie na skórze niepodzielnie króluje wetyweria. Zielona, mszysta, z drzewnymi niuansami, słonawa, momentami niemal kadzidlana i odrobinę dymna. Przez kilka chwil zapach wydaje się słodszy, typową dla tytoniu słodyczą, nieoczywistą. Nawet akordy ziemisto-pudrowego fiołka i różowego pieprzu zabrzmią w tle, jakby tylko dla podkreślenia mocy wetywerii. Owszem, w bazie czuć drzewne nuty, ale nijak nie przypominają mi zapachu sandałowca. Nie ma ani grama mleczności, orzechowej miękkości, oleistości. Wyczuwam raczej drgania cyprysu. I przez wiele godzin rozpływam się w urodzie tej kompozycji jak w męskich ramionach.
Sycomore jest zapachem trwałym. Bardzo trwałym! Jedyne moje "ale" do niego... Podobno prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy (że tak przypomnę słowa, ekhem, wieszcza). Niestety, nie tym razem. Nie w moim przypadku. Bo po długim czasie trwania na skórze wetyweria postanawia się na mnie wypiąć i się kwasi. Czyli zdecydowanie wolę uwodzącą mój nos grę wstępną.
Rok: 2008
Nos: Jacques Polge, Christopher Sheldrake
Nuty zapachowe: wetyweria, sandałowiec, aldehydy, tytoń, fiołek, cyprys, jałowiec, różowy pieprz, przyprawy
Ryc. 1-2. Boski Sean Connery
Ryc. 3. www.chanel.com
he he cała przyjemność po mojej stronie i cieszę się, że udało mi się Ciebie czymś zaskoczyć... ;) pozdrawiam serdecznie pirath
OdpowiedzUsuńOj udało, udało, a to przecież dopiero początek ;)
UsuńPiękny, intrygujący zapach. Choć ładniejszy niż pan na zdjęciach. ;P Ale tylko troszeczkę. :)
OdpowiedzUsuńMam słabość do Seana, co poradzę ;)
Usuń