2010/11/26

Siódmy syn

Oudowe szaleństwo ogarnęło mnie i tak trwa, i trwa. Jestem bezkrytyczna. Nie silę się nawet na to, by się z tym kryć. Bo i po co. Uwielbiam nurzać się w aromacie drewna agarowego. Gdybym mogła, kąpałabym się w nim. Żadne tam opary, w których taplała się Pytia, żadne święte dymy, którymi w pseudosaunach szamani inhalowali się, by rozmawiać z przodkami – to oud, czysta esencja wschodu, najpiękniejsze z kadzideł, najcenniejszy ze składników perfumeryjnych. A jeżeli uważacie, że to nieprawda, jeżeli się ze mną nie zgadzacie, trudno. Kłócić się nie zamierzam, zaślepia mnie miłość.
M7 nosi takie imię, bo zdarzyło mu się być siódmym synem marki Yves Saint Laurent, czyli siódmym zapachem dla mężczyzn w kolekcji. Po lekturze pewnej powszechnie znanej księgi wiadomo, że siódemka to cyfra magiczna. W tym przypadku nie sposób się nie zgodzić.
W pierwszych, krótkich akordach M7 brzmi, jak to mój drogi towarzysz niedoli zwanej życiem twierdzi, nalewką wiśniową. I ja się z nim zgadzam. Nalewka wiśniowa w całej krasie, alkoholowa, słodka, o delikatnej nucie pestek, przypominającej odrobinę migdały. Nalewka, którą robi moja mama. Najlepsza wiśniówka na świecie. Jednak to wrażenie dość szybko pierzchnie. O cytrusach w otwarciu nic nie napiszę – na mojej skórze są niewyczuwalne. Chowają się, jakby wiedziały, że docenione nie zostaną. Chwała im za to.
I oto pojawia się on: lekko lekarstwiany, intensywny, omamiający, hipnotyzujący – agar. Nie jest tak oleisty i skórzanoplastikowy jak w Oud 27 Le Labo, ale tak piękny i dojrzały, gęsty i aromatyczny jak w Aoud M. Micallef. Niemal idealny. Fascynujący. Uzależniający – do tego stopnia, że ciągle i ciągle chce się wąchać, chce się łowić kolejne molekuły parujące z miękkiego zagłębienia w zgięciu łokcia. Pojawia się pewny siebie, porusza się sprężyście, stawiając długie kroki, głowę trzyma wysoko, podbródek lekko zadarty, głęboko osadzone oczy świdrują. Ma się ochotę przesunąć dłonią po jego twarzy, by poczuć mocno zarysowane kości policzkowe i szorstkość kilkudniowego zarostu.


Oudowi towarzyszy wetiweria, również piękna, zielonkawa, dosadna, ale na pewno nie wulgarna i w kusej sukience. Podkreśla tylko charakter głównego bohatera. Stoi za nim, wspiera go, nie wychyla się do przodu. Jeżeli on jest głową w tym ciele zwanym M7, to ona jest szyją. Idealny mariaż tych dwóch nut sprawia, że zapach jest głęboki, intensywny. Podoba mi się jego delikatna słodycz, której daleko do ulepkowatości. Oud pręży się cały czas. Nie gaśnie, podsycany w późniejszych fazach przez ciepłą ambrę i piżmo. O korzeniu mandragory nie wspomnę, bo nie pachnie – nie że na mnie, nie pachnie wcale, po prostu. Natomiast nuty drzewne pogłębiają tylko i tak ciemne barwy zapachu.
Tak, zapach to męski, ale nie znaczy, że li tylko dla mężczyzn. To zapach jest mężczyzną – silnym, zdecydowanym, nie znoszącym sprzeciwu, ale jednocześnie czarującym, uwodzicielskim, fascynującym. Takim, co to porywa w ramiona. Czy to zatem dziwne, że kobieta chce go dla siebie?


PS Ha, już mi nikt nie zarzuci, choć przecież nikt nie zarzucał, że mainstreamu się nie imam. Właśnie że imam. Na bliskowschodnią nutę.


Rok: 2002
Nos: Alberto Morillas, Jacques Cavallier
Skład:
Nuty głowy: bergamota, mandarynka, rozmaryn
Nuty serca: wetiweria, drewno agarowe
Nuty bazy: ambra, piżmo, korzeń mandragory

ryc. 1. http://madsmikkelsen.19.forumer.com
ryc. 2. www.mimifroufrou.com

4 komentarze:

  1. Ale nie mainstreamowa ilustracja za to :D Duńskie kino raczej niszowe jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mads mi się najlepiej nadał. Bo ja mam tak, że jak opisuję mężczyznę zwalającego z nóg, to to musi być "mój" Mads ;) Ale psyt, to tajemnica ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. "towarzysz niedoli zwanej życiem" świetne!;)
    Wciąż krążę w promieniu M7. Właśnie; jest gęsty, tak że pozbawia oddechu. Piękny, dojrzały. Po Twojej recenzji spróbuję jeszcze raz:) Może da się oswoić.
    Jednak od oud wolę kadzidło, a dalej..Od szyprów aldehydy, od słodyczy alkohole, od owoców kwiaty, od ziół drewno itd ech..zwierzenia;>
    Brit

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja mam wrażenie, że kadzidło kadzidlane jest u mnie w lekkim odwrocie. Choć może to nie tak, nie w odwrocie, ale stąpa zaraz za oudem i drewnem wszelkiej maści. Jednak na półce z flaszkami go nie zabraknie ;)
    Co do zwierzeń, szypry i aldehydy - może kiedyś się z nimi dogadam, a na razie mamy cichy układ, że nie wchodzimy sobie w drogę.
    Na kolejne testowanie M7 namawiam. Ostatnio wychodzi mi to skutecznie, wyżej wspomniany towarzysz domaga się własnej flaszki. To pewnie przez to wspomnienie wiśniówki ;)

    OdpowiedzUsuń