Poszukiwanie kawy w perfumach trwa. Nie powiem, że szukam szaleńczo i bez opamiętania, raczej wierzę w to, że jak przyjdzie odpowiedni czas, zapach sam wpadnie mi w ręce, czyli odszukam go w najmniej spodziewanym momencie. Czcze marzenie? Być może. Tymczasem przypomniałam sobie o istnieniu pewnej próbki (i po co ja kłamię? Wcale sobie nie przypomniałam, tylko jakoś pisanie o zapachu w niej ukrytym do tej pory mi nie wychodziło, mimo że szklana fiolka patrzyła na mnie z pudełka smutnymi oczami, prosząc: Teraz ja! Teraz ja!). Oczywiście, próbki perfum z nutą kawy. Kawy, której naprawdę niewiele brakuje do kawowego ideału.
Wyobraźcie sobie, że ta kompozycja przybiera formę ludzkiego ciała. Gładka, ciemna jak kawa i czekolada skóra, napięta, lekko lśniąca, jakby niektóre jej miejsca zostały pokryte niewielką ilością aromatycznego oleju konopnego. Pod skóra prężą się twarde, hebanowe mięśnie, widać paczulowe ścięgna przymocowane do zbudowanych z pieprzu, ziela angielskiego i tytoniu stawów. W żyłach pulsuje cedrowa krew. Po gładkiej skórze co jakiś czas przepłynie, jak kropla potu, kropla wanilii.
Ciało to jest tak doskonałe jak ciało Dawida stworzone dłutem Michała Anioła. Proporcjonalne, idealne, odwzorowujące klasyczny kanon piękna. Aż prosi się, by je podziwiać, by zachwycać się jego urodą, by dotknąć i poczuć jego ciepło, pulsujące pod tkanką skóry tętno.
Czy ktoś zgadł, co to za zapach?.
Otwarcie 02 Coze Perfumerie Generale to dobra, stara whisky i suche, gorzkie, pyliste niemal kakao. Do tego garść suchej, lekko ziemistej paczuli i ciężar konopnego oleju. Jest ciemno, czarno niemal i lekko brudno. Powiedziałabym nawet, że gdzieś tu unosi się dym. Potem znika alkohol, znika brud i pył, kakao ciut się wysładza, pojawiają się lśniące ziarna czarnej jak noc kawy (aromatycznej, mocnej, gorzkiej i na szczęście baz grama kwasowości). Do nozdrzy zaczyna docierać aromat pieprzu i ostrej papryki - im dłużej trwa na skórze, tym więcej kapsaicyny i kapsaicynoidów- całość wierci w nosie.
Po godzinie różnica w zapachu jest bardziej ewidentna. Kompozycja staje się bardziej "pralinkowa" - cedr, taki jak z Cedre Sadaraque, słodkawy, korzenno-przyprawowy, suchy. Czuję też ziele angielskie o jego specyficznej "przewietrzającej" barwie połączonej z lekkim brzmieniem między innymi cynamonu, gałki muszkatołowej i goździków (w końcu nie bez przyczyny angielska nazwa tych uroczych kuleczek to allspice). Zatem nie dziwi, że pod ciemnymi kawą, czekoladą i paczulą delikatnie drga kilka okruchów czarnego jak noc piernika.
Do tej delikatnej słodyczy dołączają ciemnomiodowe liście tytoniu - długie, suszone na słońcu. I wreszcie mocna staje się hebanowa nuta (tylko zakładam, że to heban, bo nigdy nie miałam przyjemności wąchania tego drewna). Wyraźne drewno, suche, ciemne, twarde, o głębokiej barwie, a jednocześnie gładkie jak tafla szkła. I po tej gładkiej tafli toczą się kropelki wanilii. Wcale nie za słodkiej, niepuchatej, niekremowej. Jej strąki są ciemne, tak samo jak drobne ziarenka zamknięte w ich wnętrzu.
Zapach jest tak idealnie piękny, że momentami, kiedy się w niego zanurza, można poczuć niemal fizyczny ból zachwytu. I uzależniający - ciężko przestać wwąchiwać się we własną, skropioną nim skórę.
*Tytuł to fragment wiersza Jonasza Kofty "Małe jasne".
Rok: 2002
Nos: Pierre Guillaume
Nuty zapachowe: olej z nasion konopi siewnych, pieprz, ziele angielskie, kawa, heban, czekolada, wanilia burbońska
Ryc. 1. http://kaiashiversblog.me/
Ryc. 2. http://fineartamerica.com
Ryc. 3. www.luckyscent.com
przeczytałem tytuł i pognałem czytać o tej obiecywanej kawie, a tu nie o kawie... ładnie tak oszukiwać, starego, niedowidzącego kolegę? :) mimo wszystko bardzo chcę go poznać, szczególnie po przeczytaniu ostatniego akapitu... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRóżne są zdania na jego temat. Ja tam uległam czarowi i drogą kupna zanabyłam mały flakonik :)
UsuńA kawa tam naprawdę jest! :)