Nie lubię czekolady. Proszę. Przyznałam się. Nie lubię, i już (proszę nie palić mnie na stosie dla uciechy gawiedzi za tę herezję). Ze słodyczy za to lubię frytki. I chipsy. I wszystko inne, co jest słone i ostre. Czyli absolutnie niesłodkie. Jedyna opcja czekoladowa, jaką miałam tylko dla siebie, na wyłączność (towarzysz niedoli zwanej życiem nie chciał tego tknąć), to była gorzka czekolada wypełniona ogromną ilością chili. Nie dałam rady zjeść całej. Była zbyt czekoladowa.
Nie powinno się zatem wydawać dziwnym, że nie poszukuję również słodyczy w mydełkach, żelach pod prysznic, balsamach czy masłach do ciała (dostałam raz malutkie opakowanie masła do ciała od Laury Mercier o zapachu karmelu; czy muszę dodawać, że używałam tylko do smarowania kończyn dolnych, które z prędkością światła chowałam pod kołdrę lub okrywałam długimi spodniami, byle zapach nie docierał do mojego nosa?), a przede wszystkim w perfumach. Owszem, zdarzyło mi się mieć odlewkę lub dwie czegoś słodszego (na przykład L'Oiseau de Nuit Perfumerie Generale), ale przez myśl by mi nie przeszło kupowanie flakonu. Po prostu nie jestem, przepraszam za przekleństwo, targetem.
Ale lubię Laurie Erickson, a w zasadzie twory, które z jej perfumeryjnego studia wychodzą. I choć wiedziałam, że jedna z najnowszych kompozycji moja nie będzie, przetestować musiałam.
Nowa kolekcja zapachów stworzonych w stu procentach z naturalnych składników i na bazie organicznego alkoholu lub organicznego olejku to coś dla tych, którzy - jak sama Laurie dodaje - lubią zapachy o mniejszej projekcji, raczej przyskórne. Spiced Citrus Vetiver Sonoma Scent Studio już recenzowałam. Z niecierpliwie, aczkolwiek z niepokojem czekam na Ambre Incense, którego premiera zapowiadana jest na jesień. A dziś? Dziś będzie o Cocoa Sandalwood.
Kompozycja jest w sumie tym, czym być obiecuje. Orzechowy sandałowiec, słodkawe, tłuste kakao i brzoskwinia. Nie zachwyca mnie, niestety, takie otwarcie. Połączenie tłustych, lekko zjełczałych orzechów w olejku z sandałowca z tłustym, niemal lepkim kakao i mleczną, mdławą brzoskwinią jest dla mojego nosa najzwyczajniej w świecie męczące i nieprzyjemne. Wszystko jest gęste, lepkie, kremowe i drażniące moje powonienie. Brzoskwinia miała zapewne łagodzić tę niekoniecznie pierwszej świeżości czekoladę z orzechami, ale niestety tylko pogarsza sytuację na linii frontu.
Nie pomaga też to, że po dłuższym trwaniu takiej mikstury czasem można wyczuć kawowy oddech i drobniutkie, mięsiste płatki róży. Nawet suchy cedr niewiele już tu może wskórać. Goździki też są jakieś takie wymoczone i wyprane ze swojego często inwazyjnego aromatu. Całość jest zbyt gęsta, tłusta i zatyka moje górne drogi oddechowe zapachową kluską.
Potem jeszcze można wyczuć kremową wanilię (ale jej zapach przypomina raczej wanilinę niż naturalną wanilię - jest mdławy i syntetyczny). Nawet jestem w stanie wyczuć jakąś woskową nutę (już sama nie wiem, co może za nią odpowiadać; zakładam również, że największy organ mojego ciała wypacza wszystko tak, że nawet z goździków czy cynamonu zrobi woskową figurkę).
I jak normalnie nie zachwyca mnie krótka trwałość zapachów na skórze, ich ciche brzmienie, brak nawet niewielkiej projekcji, tak tym razem cieszę się, że właśnie w ten sposób, a nie inaczej zapach układa się na mojej skórze. Szczerze powiedziawszy z utęsknieniem czekam na to, aż z mojej skóry całkowicie zniknie.
Z jednej strony żałuje, że jak na razie kompozycje z serii Sonoma Naturals nie należą do moich ulubionych (dlatego właśnie z niepokojem czekam na Amber Incense, choć mam nadzieję na odmianę tej złej dla mnie passy), a z drugiej - wcale mnie brak sympatii do tego zapachu nie martwi, bo jest tyle innych, pięknych kompozycji stworzonych przez Laurie, że mam czym się zachwycać. Zakładam, że na innej skórze, dla innego nosa zapach okaże się wymarzonym. A co do mnie? Przecież nie musi mi się podobać wszystko.
Rok: 2013
Nos: Laurie Erickson
Nuty zapachowe: absolut kakao, absolut kawy, imbir, cynamon, absolut goździka, brzoskwinia, absolut róży, cedr, absolut sandałowca, piżmian właściwy, wanilia
Ryc. 1. www.lemonandlyme.com
Ryc. 2-3. www.sonomascentstudio.com
Hyyyy! *zapowietrza się z oburzenia* Jak można nie lubić czekolady?? Na stos z nią! ;P
OdpowiedzUsuńNie no, oczywiście żartuję. Choć gdyby za wzorzec czekolady przyjąć Cocoa Sandalwood, to rzeczywiście nie ma się czym zachwycać. :] Jednak wbrew pozorom mnie to cieszy.
Bo oznacza, że Laurie E. jednak mimo wszystko jest człowiekiem i od czasu do czasu zdarzają jej się słabsze momenty. :D
No bo kurcze, no, czekolada jest niedobra :P
UsuńI wcale nie przejmuję się tym, że LE tym razem się nie udało, bo wystarczy, że udało jej się (i to doskonale) kilka razy wcześniej :) Na tyle doskonale, że mam chrapkę na pełne flaszunie :)