2013/08/19

Trzy recenzje na trzecie urodziny - cz. I

Postawiłam dziś przed sobą bardzo trudne zadanie (no ale przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo). Trzy recenzje na trzecie urodziny Silva rerum. Na dodatek recenzje nie jakiś tam zapachów, a tych z moją ulubiona nutą - oudem/agarem. Zatem do dzieła. Czas na zdmuchnięcie pierwszej świeczki i na pierwsze perfumy.

Kilian Hennessy uraczył nas już pięcioma kompozycjami z serii Arabian Nights Collection. Dziś na warsztat weźmiemy Amber Oud.

Zapach to nietypowy. Szczególnie dla tych, co oud kochają. To też zapach nietypowy dla tych, którzy za oudem nie przepadają i mocno kręcą nosem, kiedy go czują. A dlaczego nietypowy? Bo oudu w nim jak na lekarstwo. Za to bardzo szczęśliwi będą Ci, co uwielbiają benzoes. Bo w zasadzie na nim zapach jest zbudowany.

Otwarcie to  szare, o kształcie doskonałej kuli grudki ambry, tylko przez pierwsze sekundy przybrane mocniejszymi nutami odzwierzęcymi przypominającymi kastoreum. Kilku sekund później drażniące nuty znikają i zostaje balsamiczna ambra. Jednak nie trwa ona zbyt długo, bo zaledwie po kilku krótkich minutach pojawia się... (zawieszam głos, wszyscy trwają w niemym oczekiwaniu...) benzoes. Niemal w czystej postaci benzoes. To w zasadzie jednonutowiec. I piękna z niego bestia. Jest jak mieszczący się w dłoni bursztyn: gładki, ciepły i w dziwny sposób kojący.


Jego kolor zmienia się pod wpływem temperatury ciała. Gdy bardziej się ogrzewa, pojawia się więcej wanilii, a bursztyn staje się jaśniejszy, miodowo-złoty, skrzący. Gdy skóra się ochładza, a przez brzmienie benzoesu przebije się suchy cedr, ta kopalna żywica staje się ciemniejsza, załamuje mniej światła. Korzennik sprawia, że kolor nie jest jednolity, czasem pojawiają się małe plamki, a dochodzące do nozdrzy i chwilę później znikające ambrowe halo to delikatne matowe pręgi na gładkiej, lśniącej powierzchni. I jak każdy bursztyn i ten, choć z wierzchu twardy, zastygły, wydaje się, że wewnątrz nadał jest półpłynny.

Ale najpiękniejsze jantary to te z inkluzjami. Ten też je ma. W jego wnętrzu  jak mały owad zamknięty został agar. Bo oud w zapachu jest, ale w sumie jakby go nie było. Nie możemy dotknąć go palcem, sprawdzić, jaką ma fakturę. Przez grubą warstwę zastygłej żywicy możemy zobaczyć tylko jego kształt, ale nie możemy go poczuć.


Ten bursztyn jest po prostu piękny. Chciałoby się go nosić jak ulubioną biżuterię, która pasuje nam do wszystkiego i czujemy się w niej komfortowo. Jesteśmy sobą, nikogo nie udajemy. Bo ten zapach to ubranie, a nie przebranie.

Ambre Oud trzyma się bardzo blisko skóry, można powiedzieć nawet, że jest drugą skórą. Za każdym razem gdy wącham swoje ramię w miejscu, w którym zostało skropione tą kompozycją i zamknę oczy, niewytłumaczalna głębia tego w gruncie prostego zapachu niemal mnie wciąga. I nie pogardziłabym choćby maleńką odlewką tego nektaru bogów*. 



*Na szczęście oczekiwanie może mi uprzyjemnić wąchanie esencji benzoiny z The Perfumer's Apprentice.

Rok: 2012
Nos: Calice Becker
Nuty zapachowe: ambra, oud, korzennik, cedr, wanilia

6 komentarzy:

  1. gratuluję rocznicy, wytrwałości i życzę kolejnych owocnych lat i całej rzeszy inspirujących zapachów... ;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ta wytrwałością różnie bywa (stad długie, zbyt długie przerwy), ale staram się :) W końcu i zapachy, i pisanie to dla mnie sama radocha :)
      Dziękuje bardzo :)

      Usuń
  2. Przyłączam się do życzeń. Wszystkiego dobrego! :)
    I jak na ironię robię to pod wpisem na temat jedynego z jubileuszowych zapachów, którego nie znam. Za to reszta miodna! ;) Och i ach! Corso Como, Oud Kurkdjiana... Cuda. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :)
      Oud Corso Como to już na recenzję od baaaaardzo dawna czekał. Najwyższa pora, bo zaledwie kilka kropelek mi zostało ;)
      A jak będziesz miała okazję to koniecznie powąchaj Amber Oud :)

      Usuń
  3. Gratuluję i dziękuję! Szkoda tylko, że Kiliany na mnie takie słabowite, anemiczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :)
      Arabian Nights nawet trzymają się mojej skóry, ale Asian Tales...? Znikają z prędkością światła.

      Usuń