Skandynawskie sagi nazywają berserkami wszystkich wojowników obdarzonych zdolnością do wpadania w szał bojowy, a także posiadających umiejętność przemiany z postaci ludzką w zwierzęcą. Początkowo słowo berserk oznaczało człowieka-niedźwiedzia (można je bowiem tłumaczyć jako "skóra niedźwiedzia"), potem znaczenia rozszerza się na ogólnie wojownika-zmieniacza skóry... a stąd już tylko krok do wilkołaka. W późniejszych opowieściach berserkowie stają się wcieleniem wpółbaśniowych, brutalnych potworów (niemniej, u schyłku bohaterskiej epoki dawnej Skandynawii słowo to oznaczało już li tylko dobrego, ba, doskonałego wojownika). A ich patronem był nie kto inny, a sam Odyn.
W "Pieśni Kruka" (Hrafnsmal), poemacie skalda Thorbjorna Hornklifiego (IX wiek) piękna Walkiria pyta Kruka:
O gniew berserków zapytać cię chcę,
Co krew trupów pijesz; co dane jest im,
Ludziom w boju brodzącym?
Rzecze Kruk:
Wilczymi skórami ich zwą, noszących
Krwawe w boju tarcze; czerwieniejących włócznie w walce
Gdy razem czynią swe dzieło.
Cechą berserka była zdolność wpadania w bojowy szał, w którym wojownik stawał się niezwyciężony. Bez śladu strach, bez wahania stawał w pierwszym szeregu, strasząc przeciwników już samym swoim wyglądem.
Wyobraźcie sobie takich berserków. Olbrzymich, silnych mężczyzn, niemal nagich, odzianych tylko w zwierzęce skóry, bez zbroi, owładniętych szałem walki, nurzających miecze i topory w ciałach przeciwników; mężczyzn okrutnych, niemiłosiernych, groźnych, zmęczonych, zwierzęcych, z twarzami pokrytymi pyłem, potem, krwią i oblepionymi mokrymi od potu włosami; mężczyzn rozgrzanych walką i adrenaliną, nad którymi unosi się specyficzny zapach zmęczonego, dzikiego ciała; mężczyzn porywających zaraz po walce branki, by płodzić z nimi synów, których znowu, sobie tylko znanymi sposobami, przysposobią do szaleńczej walki.
Oud 27 Le Labo jest jak dziki, szaleńczy i niebezpieczny berserk. Rozpoczyna się mocno plastikowo-skórzaną nutą, za którą odpowiedzialne jest połączenie tym razem mocno drażniącego, brudnego, cielesnego, zwierzęcego agaru i szafranu. Dokładnie kilka sekund później na powierzchnię wydostają się kolejne ciężkie, zwierzęce nuty, które tak naprawdę nieczęsto można poczuć już przy otwarciu: brudne piżmo, duszna (ba, dusząca) ambra, cybet. Przez dość długi czas te trudne do zniesienia elementy układanki zapachowej mieszają się, zmieniają swoje ułożenie, tasują, zanim znajdą właściwe miejsce i odpowiednio ułożą się na skórze. Nie jest to najłatwiejszy moment, wręcz przeciwnie. Zdaję sobie sprawę, że wielu taki wstęp odrzuci, zniechęci. Tym bardziej, że ta kakofonia ciężkich nut wydobywa się ze skóry przez cały czas trwania perfum, choć w końcu słabnie, słabnie, aż staje się delikatną poświatą, która nie drażni już nosa w tak niemiłosierny sposób.
Kiedy już te brudne, odzwierzęce nuty uspokoją się (przypominam, że na mojej skórze trwa to bardzo długo), zaczyna się spod nich przebijać suchy cedr i kremowy sandałowiec. Kompozycja nadal jest niepokojąca, ale powoli wytraca swój szał, jakby walka berserka zbliżała się ku końcowi. Plastikowo-zwierzęca nuta cichnie. Cedr staje się coraz mocniejszy, bardziej dymny, kadzidlany. Pojawia się też dodatkowa, delikatna woskowa nuta, która nieodmiennie kojarzy mi się z tą znaną z Palisandra Comme des Garcons. Berserkowie skończyli walkę, umyli się, założyli czyste koszule i odpoczywają po ciężkiej, morderczej walce. A cedr czuć coraz mocniej, coraz wyraźniej. To jedna z piękniejszych jego postaci. A akompaniuje mu piękny agar. Czasem jestem nawet w stanie wyłapać słodko-gorzki niuans gwajaka, suchość czarnego pieprzu, ziemistą zieloność wetiweru. I taki akord zapachowy pozostaje już do końca.
A koniec jeszcze daleki. Zapach jest długodystansowcem. Trwa przez długie godziny. Jest w stanie przetrwać kąpiel i nadal pięknie rozwija się na skórze (a po kąpieli przetrwa nawet noc, by jeszcze rano wydobyć się z wnętrza łokcia szeptem).
A teraz mała ciekawostka. O dziwo Oud 27 to chyba jedyna kompozycja z różą w składzie (różą bułgarską, zwyczajowo gęstą, oleistą, mocną, dominującą), która na mojej skórze nie oddaje nawet kropli róży. Moja droga skóra, która zawsze tak niemiłosiernie podbija różane akordy, tym razem nie wyłapuje nawet jednej różanej molekuły!
Mam małą flaszeczkę zawierającą tę kompozycję - jedyne 15 mililitrów. I wiem, że na bardzo długo mi wystarczy. Bo choć bardzo lubię, choć w przewrotny, niezrozumiały sposób aromat nieustannie zachwyca, czasem nie sposób go nosić. Jedna kropla za dużo i - w moim przypadku - migrena murowana. A szorowanie pomaga tylko trochę. Niemniej, flaszeczki nigdy się nie pozbędę, bo moja miłość do agaru nie zna granic.
Nos: Vincent Schaller
Rok: 2009
Nuty zapachowe: oud, cedr, kadzidło, paczula, czarny pieprz, szafran, gwajak, ambra, cybet, piżmo, bułgarska róża, wetiwer, aldehydy
Ryc. 1-3 kadry z filmu "Valhalla Rising"
Ryc. 4. www.lelabofragrances.com/
Piękna opowieść o zapachu będących jedną z moich olfaktorycznych traum. Agresywny, rozbuchany testosteronem, zupełnie nietknięty ogładą i kulturą, dziki i impulsywny-- zgoda taki właśnie jest Oud 27. Na mnie jednak jego zwierzęcość przybiera przykrą urynalną postać a ta nieokiełznaność męczy mnie.
OdpowiedzUsuńO berserkach wolę jednak tylko czytać.
Ten zapach jest czasem nieprzewidywalny, ma dni, że lepiej się układa, ma też takie, że migrena murowana (ostatnio nie wiedziałam, jak mam się szorować i tak nic nie pomogło... a następnego dnia, znowu użyłam, bo uzależnia bestia). Ale wierze, że może Cię męczyć, ba, nawet mordować.
UsuńCzytałam gdzieś że Oud 27 jakiś czas temu przeszedł tajemną reformulację, która pozbawiła go owej traumatycznej dla mnie, urynalnej nuty. Być może moja próbka zawierała zapach w starszej wersji- nowa zaś mogłaby być hmm interesująca. Pewnie nie piękna a już zupełnie nie "noszlana" (dla mnie rzecz jasna) ale z pewnością warta poznania.
UsuńTrzy Ryby, przyznam szczerze, ze nie wiem, czy Oud 27 reformulację przeszedł, czy też nie :/ Może w najbliższym czasie wybiorę się do firmowego butiku i powącham z ichniej flachy. Zatem jak będę miała porównanie, dam znać :)
UsuńO rety! Nie dość, że berserkowie (zawsze fascynujący), to jeszcze film, który od kilku miesięcy chcę obejrzeć (ale tak raczej pasywnie chcę, bo nawet nie sprawdziłam, czy jest w Pl dostępny :) ), do tego zapach, który niemal przekonał mnie do Le Labo. Niemal.
OdpowiedzUsuńJestem też zdumiona faktem, że poczułyśmy w Oud 27 w zasadzie to samo ale opisałyśmy za pomocą kompletnie różnych środków. Ducha zapachu jednak można ucapić za kapotę (a raczej całun, skoro to duch ;) ).
No i brawa dla róży, która NIE wystąpiła. :)
Nie wiem, czy czytałaś "Wojownicy i wilkołaki" Słupeckiego... jeżeli nie, to polecam :)
UsuńFilm polecam również, kawał dobrego kina w absolutnie niekomercyjnym tego słowa znaczeniu.
Co do podobieństwa odbioru - czasem specjalnie nie czytam niektórych recenzji na przyjaznych blogach (a szerzej na żadnych), żeby się nie sugerować odbiorem i nie "kraść" wrażeń. A potem,czytam opisy i co? Mimo wszystkich środków zapobiegawczych, niemal to samo, te same/bardzo podobne doznania, wrażenia, ba, nawet "wizje" i skojarzenia. Muszę przyznać: bardzo mnie to zjawisko fascynuje, tym bardziej, że jednak każda skóra oddaje zapach inaczej. Czy pamięć zapachów, szczególnie tych, które kojarzą się z bólem, smutkiem, strachem, no ale też bezpieczeństwem i komfortem itp. mamy gdzieś zakodowane w podświadomości? Czy jest to pamieć genetyczna pokoleń? Pewnie teraz piszę bzdury, ale mam nadzieje, że wiesz, o co mi chodzi ;)
To najbardziej bezkompromisowy oud, jaki znam. Nie jestem fanem oudu, choć składnik ten od dawna mnie intryguje. Jednak w wydaniu Le Labo to dla mnie zbyt wiele. Owszem - interesujący jako dzieło, ale nie do noszenia. Co innego M7, no ale tamten oud ma jednak zupełnie inny charakter.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam autorkę.
fqjcior
Bezkompromisowy, to dobrze powiedziane (napisane?). Nie trafiłam jeszcze na nienoszalny oud... choć po głębszym zastanowieniu... Aoud Lime Montale jest okropny, ale raczej przez syntetyczna cytrusowa nutę, a nie oud. Inna rzecz, że ja oud wielbię.
UsuńPozdrawiam :)