Pozwólcie, że trochę się wywnętrzę (jakby to było pierwszy raz!).
Za każdym razem, kiedy piszę recenzję perfum, mam pewne obawy. Drobne, niespędzające snu z powiek, niezrywające w środku nocy z krzykiem. Nie. Niemniej męczą.
Wszystkie napisane przeze mnie recenzje dotyczą zapachów wnikliwie, kilkukrotnie przetestowanych, lub zapachów, które nosiłam wiele, wiele razy z racji posiadanego flakonu. Wiem, jak te zapachy zachowują się na mojej skórze, jak się rozwijają, jak pachną. Znam ich wszystkie nuty, wyczuwam poszczególne składniki. Jestem pewna swoich doznań, swoich wniosków, zapamiętanych wrażeń, bo dokładnie je przemyślałam. Jest jednak małe „ale”...
Co, jeżeli pewnego razu, gdy ponownie skropię się znaną mi dobrze kompozycją, jej rozwój będzie inny, co, jeżeli poczuję zupełnie inne nuty, usłyszę inne akordy, a te, które znałam i rozpoznawałam, zostaną zagłuszone, przytłumione, zniekształcone, a pojawią się nowe, inne, nieważne czy piękniejsze, czy nie? Co, jeżeli moja skóra, nos spłatają mi figla?
Czy w takiej sytuacji mogę uznać, że moja wcześniejsza recenzja była rzetelna?
Wiem, że odbiór zapachów jest indywidualny, że chemia skóry, dieta, pora roku, choroby, humory, ba, nawet dzień miesiąca sprawiają, że zapach może się zmienić, że inaczej rozwiną się nuty. Wiem, że na każdym te same perfumy pachną inaczej, że wąchanie perfum to sport mocno subiektywny (pewne osoby po obwąchaniu moich kadzideł i oudów twierdzą nawet, że to sport ekstremalny). Rozbieranie zapachu na czynniki pierwsze, jego synteza, a potem analiza to nie prosta, poznawana przez dzieci na początku ścieżki zwanej edukacją arytmetyka, w której dwa plus dwa zawsze dadzą cztery.
Co, jeżeli za jakiś czas moja skóra przestanie (w końcu!) podbijać akcenty różane? Co, jeżeli za miast tego, zacznie wzmacniać kadzidło, aromaty drzewne (hurrraaa!), wanilię? Co wtedy? Czy będę musiała przetestować wszystkie zapachy ponownie i ponownie napisać, przepisać, przeredagować wszystkie wcześniej napisane recenzje? Czy nadal będą autentyczne?
Tak, wiem, nie miała baba kłopotu, to jakiś sobie uroiła. Nie ma to jak umysł kreatywny... w wymyślaniu zmartwień. A może piszę to dlatego, że chciałabym wiedzieć, czy ktoś też „tak ma”?
A miało być tak przyjemnie o składniku-lekarstwie kurującym nie tylko kaszel, artretyzm, ale i... syfilis. Lignum vitae. Drzewo życia. Gwajak. Następnym razem.
autentyczna będzie dalej, aktualna mniej... wtedy trzeba napisać nową recenzję i już...
OdpowiedzUsuńja mam problem, że zapach we flakoniku moim-ukochanym pachnie inaczej niż te w sklepie... pod tą samą nazwą i ponoć bez zmian składu/receptury... co tu zaszło?
:)
No właśnie, ale czy jest sens pisać na nowo?
UsuńSprawdź na skórze, czy tak samo się rozwijają. Te w Twoim flakoniku zmieniły kolor? Może chodzi o "wiek" perfum? No i przede wszystkim zdradź, jakie to perfumy :)
Nic, po prostu -nic. Rzetelna czy nierzetelna, jakie to ma tak naprawdę znaczenie? , skoro sugerować opiniami można się tylko z grubsza, mniej więcej, pi razy drzwi, tyle o ile. I tak każdemu pachnie inaczej, najważniejsze aby to że piszesz było dla Ciebie przyjemne. I na pewno nie pisać na nowo, nie zmieniać nie usuwać. W końcu pisałaś co czułaś -tak ja uważam :)
OdpowiedzUsuńWiesz skarbek, w sumie masz racje, to nie ma znaczenia, najmniejszego. Pisałam prawdę, a że prawda się ewentualnie wypnie i zmieni zeznania, no trudno. Tak mnie tylko głupie myśli napadły ;)
UsuńTeż o tym myślałam ostatnio. :) Bo przecież sporo się zmieniło, nie tyle mój nos co samo spojrzenie na zapachy, może też dystans do woni, które "subiektywnie" mi nie leżą, niegdyś wdeptywanych w ziemię, bo-nie-lubię, dziś przynajmniej staram się dostrzec w nich coś więcej.
OdpowiedzUsuńAle przecież kiedyś naprawdę czułam to, co czułam i opisywałam zgodnie z tym, co uważałam za najszczerszą prawdę! Więc wychodzi na to, że zgadzam się ze Skarbkiem. :) Tak było wtedy, a dziś nie ma sensu bawić się w pracownicę Ministerstwa Prawdy, która na nowo redaguje archiwalne numery gazet. ;P Jak fajnie stwierdziłaś, "prawda zmieniła zeznania" - ale to już jej problem, nie nasz. ;)
Zatem musimy przywyknąć do tego, że nie ma czegoś takiego, jak jedyna prawda; prawd jest wiele, przynajmniej w odniesieniu do perfum ;)
UsuńJa czasem napiszę, że coś nie trafia w mój gust, niemniej nadal dzielnie staram się recenzować... i nawet od czasu do czasu mam ochotę na przetestowanie na przykład kwiatów (innych niż jaśmin) czy owoców, choć wiem, że miłości z tego nie będzie. Ale jakieś doznania (lepsze lub gorsze) będą na pewno.
Dawno, dawno temu, jeszcze przed epoką kiedy wszyscy blogowali, roztrząsałyśmy ten problem z Nishą. I Nisha - mądra babka, powiedziała wtedy, że nie zamierza edytować swoich dawnych recenzji nawet jeśli jej odbiór zapachu się zmienił. Bo recenzja jest nie tylko zapisem wrażeń, ale też zapisem chwili. I w danej chwili, w tamtym czsie jej wrażenia były właśnie takie. Uczciwie takie były.
OdpowiedzUsuńI ja także nie edytuję. Czasem dopisuję kolejny odcinek recenzji, dodatek, erratę, uzupełnienie. Ale nie zmieniam treści. Bo kiedyś, w danym czasie, który pod recenzją widnieje, taki właśnie był mój odbiór danego zapachu.
A prawda jedyna? O zapachu?! Serio są ludzie, którzy wierzą, że są w stanie ją światu objawić?
No dobra, jeden taki jest. Ale on powinien brać mocniejsze leki. :)))
Wiem, że nie ma jedynej prawdy o zapachu, że wszelkie odczucia są li tylko subiektywne :)
UsuńJeżeli kiedykolwiek moje odczucia się zmienią, rozważę dopisanie kilku słów, jak to nazwałaś erraty. Bo wszystkie macie rację: w dniu, w którym recenzja powstała, moje odczucia były dokładnie takie, jak je opisałam. I żeby nie było - absolutnie się ich nie wypieram, nie wstydzę, a raczej nie będę wypierać i wstydzić, bo choć może niekoniecznie aktualne, nadal będą moje :)
I nadal będą prawdziwe. To najważniejsze.
Usuń