2013/07/23

Kamienne sklepienie kościoła

O tym zapachu wypowiedzieli się już chyba wszyscy blogerzy, wszyscy, którzy uwielbiają perfumy, zachwycają się ich pięknem, śledzą poczynania ich twórców, rozbierają je na czynniki pierwsze w poszukiwaniu konkretnych nut, pozwalają się kompozycjom przenieść w nieznane miejsca... W zasadzie sama nie wiem, co mogłabym dodać, a co jeszcze powiedziane nie zostało. Bo dziś będzie o zapachu-monumencie, archetypie, kadzidlanej doskonałości.


Kompozycja Avignon Comme des Garcons to kościół. Nie religia, nie wspólnota ludzi, a budynek zbudowany z zimnego, biało-szarego kamienia. Wysoki. Strzelisty. W środku jest pusto. Nie ma tu ludzi. Nie ma  ławek. Ściany są gołe, nie przysłania ich żadne malowidło. Brak ozdób i zdobień wszelakich. Dzięki wąskim wprawdzie, ale strzelistym oknom, na tych wygładzonych ręką czasu jasnych ścianach możemy oglądać grę świateł. Mamy przestrzeń wypełnioną nutami rumianku, białego, chłodnego, gładkiego jak te kamienne ściany kadzidła, żywiczno-ambrowego czystka, lekko cytrynowego elemi unoszącego się pod sklepieniem jak drobinki kurzy w słonecznym promieniu. 

Avignon jest jednością, a jest pełen przeciwieństw. Zapach jest zimny i ciepły jednocześnie. W tych pustych murach jest wietrznie od rumianku i kadzidła, które skrzy się niemal jak płatki śniegu w słońcu. Jednak czystek, nasiona piżmianu, kropla wanilii i zaledwie nutka palisandru ocieplają go. Głośny i cichy. Potężny i delikatny. Monumentalny jak ta chłodna, kamienna katedra. 

Kompozycja jest linearna i jednowymiarowa. Nie ma szaleństw nut, przeobrażeń. Jest stałość tej katedry, jej niemal niezmienność (niemal, bo tak, jak kamień, z którego zbudowano katedrę, z czasem zapach szarzeje, a gra świateł słabnie wraz z zachodzeniem słońca). Nie jest to gęsty zapach. Nie jest również rzadki jak powietrze. Jest jak woda przelewająca się przez palce.

Avignon nie kojarzy mi się z modlitwą, a raczej z kontemplacją, z zadumą. Jest zamyśleniem. Głębokim zamyśleniem nad czasem, nad przemijaniem, nad znaczeniem człowieka, nad dźwiękiem, ciszą, trwaniem. Nad bytem.A wszystko to w oparach odurzającego kadzidła.


Coraz częściej zaczynam dostrzegać duże podobieństwa w bazie zapachów Comme des Garcons, żeby nie powiedzieć: ich bliźniaczość. Gdyby w wygasaniu Avignon usunąć kadzidło, do nozdrzy dotarłaby ta sama mieszanka, która w innych kompozycjach (Sequoia, Wonderwood, Black, Kyoto) odpowiada za specyficzną drzewną miękkość i kremowość w ostatniej fazie zapachu.


Rok: 2002
Nos: Bertrand Duchaufour
Nuty zapachowe: rumianek, czystek, elemi, kadzidło, wanilia, paczula, palisander, nasiona piżmianu

6 komentarzy:

  1. Bardzo przemówiło do mnie porównanie Avignon z przeciekającą przez palce wodą. Z początku pomyślałam sobie, nie, to nie tak, to zapach zbyt totalny, potężny, monumentalny by mógł być jak woda.
    A potem przyszło mi na myśl, że to właśnie tak. Woda wypełnia sobą każdą szczelinę, niby spokojna, statyczna a kryje w sobie moc i niepoznaną głębię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten zapach jest trudny i łatwy do opisania jednocześnie ;) To jeden z tych, gdzie przeciwieństwa prześcigają się w nim.
      A woda? To w końcu jedna z największych potęg :)

      Usuń
  2. A mój odbiór Avingon strasznie się zmienił od czasu gdy o nim pisałam,kiedyś wydawał mi się strasznie trudny i zimny własnie, a teraz jest chyba moim najulubieńszym z serii Incense (zaraz po nim Kyoto) i o dziwo jest ciepły i słodki :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale dla mnie jest on trudny i łatwy, zimny i ciepły, słodki i gorzki... I chyba między innymi to w nim uwielbiam. Nie używam za często... ale jakoś tak ze strachem patrzę na to, ile mi go zostało. Zdecydowanie za mało!

      Usuń
    2. Też to mam, potrząsam butelką, stwierdzam że mało i chowam.

      Usuń
    3. Ja już niemal dotarłam do dna butelki :(

      Usuń