2013/07/28

Nazywam się Czerwień*

Dziś kolejny zapach drzewny, o którymś na jakiś czas (zbyt długi!) zapomniałam, a o którym przypomniałam sobie w najmniej, zdawałoby się, spodziewanym momencie, czyli w czasie wakacji, kiedy to spacerowałam po Narodowym Parku Sekwoi w Kalifornii i z namaszczeniem wdychałam przepełnione wonią wielkich drzew powietrze. Po pierwszych sekundach rzuciłam na głos, że już ten zapach poznałam wcześniej, w perfumach (wyobraźcie sobie zaskoczenie na twarzach przyjaciół, z moim towarzyszem niedoli zwanej życiem na czele). I przez resztę spaceru sunęłam wśród drzew (oczywiście po dokładnie wytyczonych trasach, a raczej chodnikach otoczonych małym płotkiem) z wielgachnym bananem na twarzy i uwielbieniem dla zapachu w sercu.

Rum, rum, rum. Złotobrązowy, a brąz w odcieniu czerwieni. Tak się zaczyna opowieść pod tytułem Sequoia od Comme des Garcons.  A potem pojawiają się na moment dojrzałe czerwone jabłka (przypominające te z Wazamby), ale dość szybko wychodzą po angielsku i oto przed nami staje sekwoja i to nie byle jaka sekwoja, a sam generał Sherman, czyli największy żyjący przedstawiciel swojego gatunku. Generał jest tak wielki, że niemal ciężko garnąć go wzrokiem. Wyraźnie widać czerwonawy pień. A jego aromat odurza.


A kiedy zapach lekko ewoluuje, wyczuwam mniej rumu, a więcej sekwoi i niezbyt słodkiej słodyczy, podprawionej czymś pieprznym, niby-czekoladowym, balsamicznym (stawiam na karo karounde) i... agarem. Nie jest to agar-morderca. Jest miękki, zaokrąglony, gładki i jakby z maleńką kropelką czerwonej róży. Niemniej nadal można wyczuć jego charakterystyczny balsamiczno-skórzasty ton, choć w tym konkretnym przypadku skórę zastąpił zamsz. Czerwonawy, ma się rozumieć.


Czerwoność zapachu podkreśla również nuta mahoniu, przynajmniej domyślam się, że to, co czuję, to mahoń. Balsamiczny, gładki. W ogóle poza ostrym rumowym początkiem, cała kompozycja jest raczej stonowana, gładka, bez drzazg i ostrych kantów. Kulista. I potężna. Niebanalna. A gładkość tę podkreśla jeszcze delikatna, lekko kremowa baza z miękkich, nie za suchych drew.

Nie wiem, czy zbyt mocno zasugerowałam się flakonem, a w zasadzie jego kolorem, ale kompozycja jest naprawdę czerwona.  Czerwona przez cały czas jej trwania na skórze. W końcu czerwień to kolor sekwoi. 


Rok: 2001
Nos: Bertrand Duchaufour
Nuty zapachowe: kalifornijska sekwoja, czerwony rum, opoponaks, karo karounde, chiński agar, mahoń

Ryc. 1-2. Mark Rothko
* "Nazywam się Czerwień" to tytuł powieści Orhana Pamuka.

8 komentarzy:

  1. A ja też podziwiałam sekwoje olbrzymie w Kalifornii. Wiele lat temu. Na długo przed tym jak poznałam Sequoia. Kiedy dowiedziałam się, że istnieje zapach odwzorowujący woń tego drzewa napaliłam się jak, nie przebierając, szczerbaty na suchary.
    I się rozczarowałam. Bo rum o którym piszesz czuję. Scukrzony, lepki, gęsty. Tylko sekwoi brak. Drewno niesprecyzowanego gatunku jest tylko tłem dla złośliwie intensywnego rumu, miga jeszcze jakaś żywica- i koniec.
    Żadnych wspomnień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to wielce mi przykro :(
      Ja gdybym mogła, zamknęłabym zapach parku sekwoi, który zapamiętałam, we flaszce i trzymała na półce po wsze czasy, żeby co jakiś czas wyciągać i wąchać, żeby przywoływać wspomnienia. Bliżej temu zapachowi jest wg mnie Forest Walk Sonoma Scent Studio. Bardziej naturalistyczna wersja sekwoi niż Sequoia.

      Usuń
  2. Zapragnęłam poznać, dasz wiarę że z czerwonej serii nie znam nic ? ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dam wiarę... szczególnie jak pomyślę, ilu zapachów ja nie znam :/ W ogóle nie znam serii synthetic ;) W ogóle mało znam. Wącham, wącham, testuję, sprawdzam, a cały czas mam wrażenie, że nawet nie liznęłam, a co najwyżej dopiero spojrzałam na wierzchołek góry lodowej. Chcę cztery nosy i odpowiednia ilość ramion do testowania... i nieprzerwany strumień próbek ;)

      Usuń
  3. O jaaa! Jeden z najcudowniejszych zapachów na lato! :) Uwierzysz, że ta drzewno-alkoholowa głębia mnie orzeźwia? :)

    Za to zdumiewa mnie jedna rzecz: jakie, kurza stópka, jabłka?? W Sequoi, jak i w Wazambie (choć spisy je podają, więc jestem trochę mniej zdziwiona). Jednak tylko trochę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierzę, bo mam podobnie :) Ktoś w sieci określił ten zapach tak: pijany drwal w lesie ;)

      No co ja mogę, że otwarcie tak bardzo podobne jabłkowo do Wazamby (krótką chwilę, a jednak), a w Wazambie sporo jabłek ;) Nigdy nie czułaś w perfumach czegoś, czego w składzie nie podano? ;> Na pewno czułaś ;)

      Usuń
    2. Pijany drwal w esie? Ładne! :D I trafne.

      Och.. chodziło raczej o to, ze czasami naprawdę jestem ciekawa, jak mogłyby pachnieć perfumowe jabłuszka na takiej silnej, żywiczno-kadzidlano-drzewnej, ciemnej podstawie ale moja skóra jak na złość nigdy nie chce tego akordu wyeksponować! Po prostu przemawiała przeze mnie zazdrość. ;) Jednak tylko malutka, ponieważ w rzeczywistości chyba nie chciałabym, żeby z każdego kąta wyskakiwało na mnie takie świeżuchowate ninja. ;) Niemniej ciekawość zostaje.

      Trochę jak z piernikiem, którego niektórzy wyczuwają we wszystkich perfumach zawierających cynamon i/lub goździki, tymczasem mnie on ciągle omija! Owszem, parę razy miałam okazję poniuchać zachodnie pierniczki (np. od Brosiusa) jednak polskiego tradycyjnego, ciężkiego, słodko-korzennego piernika jak nie było, tak nie ma. :/ No właśnie.. znasz może jakieś przyjazne pierniczki? ;)

      Usuń
    3. Czasem te jabłka pachną jak pieczone, czasem jak chrupkie, ale nigdy nie jest to świeży/świeżakowaty aromat, przynajmniej ja go tak nie odbieram. I muszę przyznać, że w sumie ta nuta w Wazambie bardzo mi odpowiada; takie nietypowe połączenie. Nie zazdrość - Ciebie za to róża nie maltretuje, nawet gdy w składzie jej nie ma :) (czego ja bardzo zazdroszczę ;))
      Pierniczki? Hmmm, alpejskie, ale tylko do zjadania ;) W perfumach? Nie szukam jakoś intensywnie, ale jak coś znajdę, to natychmiast Ci zaraportuję :)

      Usuń